Wesołe opalanie od Lirene

17 września 2012 godz.

Choć wakacje już dawno za nami, niektórzy z nas wylatują jeszcze do ciepłych krajów, żeby przedłużyć sobie tę porę roku. Kto urządza sobie wakacje na tropikach w trakcie jesienno-zimowych miesięcy ręka w górę :). Ja niestety do takowych nie należę, ale prawdopodobnie kiedyś to się zmieni!

Ale do rzeczy... W wakacyjnej paczce od Lirene otrzymałam między innymi Mleczko chroniące przed słońcem SPF 20, a także Ochronny krem do twarzy na słońce SPF 20. Oba produkty przeznaczone są dla dzieci, dlatego seria nazywa się krótko - Kids.

Dzieci co prawda nie mam (i w ciągu najbliższego czasu nie zamierzam ;)), ale kosmetyki dlań przeznaczone całkiem nieźle sprawdzają się na mojej skórze, gdyż najczęściej są znacznie delikatniejsze, niż te dla starszych.


Cóż mogę napisać o tych produktach...? Zacznę może od opisania kremu do twarzy. Pierwsze, co rzuca się w oczy to zabawny motyw z delfinkiem. Sam produkt zamknięty jest w standardowej, plastikowej tubce, dzięki czemu wydobycie go nie stanowi większego problemu.

Konsystencja kremu jest taka sama, jak innych kremów z filtrem SPF 20. Ten jednak, mimo tego, że jest dość treściwy, to całkiem szybko się wchłania nie pozostawiając męczącego, tłustego filmu na skórze. Oprócz tego dobrze chroni przed słońcem. Zapytacie pewnie czy można na niego nakładać makijaż... Po odczekaniu kilkunastu minut nałożenie podkładu, pudru i całego make-upu nie stanowi większego problemu, także dla mnie to zdecydowanie zaleta. Oprócz tego krem jest bezzapachowy, więc zapewne nie podrażni wrażliwców.


Teraz na tapetę idzie Mleczko chroniące przed słońcem. Ten produkt uwiódł mnie o wiele bardziej aniżeli wyżej opisywany. A wszystko przez jego wręcz genialny zapach! Zacznę jednak od opakowania, które wygląda interesująco. W pierwszej chwili sądziłam, że skoro ma atomizer, to będzie to zapewne coś w stylu oliwki lub po prostu bardzo rzadkie mleczko. Jakież było moje zdziwienie gdy po próbnej aplikacji wydobył się gęsty balsam w jasnoróżowym odcieniu...!

No ale nic... Nie zastanawiając się zbytnio, natychmiast rozsmarowałam go na mojej skórze i to, co poczułam, dosłownie zwaliło mnie z nóg! Aromat gumy do żucia skradł moje serce! :) Przypomniało mi się dzieciństwo, gumy Turbo czy Kaczor Donald - tak właśnie pachnie wymienione mleczko do opalania! Bez żadnej chemii, czysta guma balonowa ;).

Jeśli zaś mowa o działaniu, to produkt ten szybko się wchłania i dobrze chroni skórę przed promieniowaniem. Trzeba jednak co jakiś czas powtarzać aplikację (biorąc jednak pod uwagę jego zapach, nie stanowi to większego problemu ;)) podczas opalania się.


Czy polecam te produkty? Sądzę, że tak, zwłaszcza mleczko. Jeśli ktoś ma niesfornego brzdąca, który nie przepada za smarowaniem czymkolwiek, to zapach gumy balonowej na pewno skutecznie go do tego zachęci. Jednak oprócz ciekawego designu i zapachu to zwykłe kremy z filtrem, które na pewno przydadzą się każdemu.

4 komentarze

  1. nie mam maluszka więc jakoś na razie się nie zainetersuje tymi produktami :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobrażam sobie ten zapach mleczka :) Musi być super!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny zapach zdecydowanie zachęca do używania danego kosmetyku:) Można mu wówczas wybaczyć drobne niedogodności w postaci konieczności powtórzenia aplikacji:)

    Swego czasu miałam masło antycellulitowe o zapachu anyżku, który uwielbiam:) To był chyba jedyny produkt, który używałam codziennie po kąpieli. Jego fantastyczny zapach sprawił cud;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani