Kawa, kawczi, kawunia, czyli o mojej miłości do ziarenek

30 stycznia 2014 godz.

Kawę zaczęłam pić będąc w liceum. Wcześniej próbowałam słynnych cappuccino w proszku, które i tak same w sobie są cholernie słodkie, a ja potrafiłam dosypać jeszcze trzy łyżeczki cukru i wciąż było dla mnie za gorzko (a potem zdziwienie, że tyłek rośnie, nie?). Wracając jednak do kawowania się, to przygodę rozpoczęłam tak, jak niektórzy dalej ją kontynuują, czyli od kawy rozpuszczalnej (czy rozpuszczalskiej, jak to u nas w pracy czasem się mawia). Dziś jednak dorosłam do kawy nieco innej, o której już spieszę Wam pisać.


Znawcą kawy nie jestem, ale potrafię odróżnić to, co jest względnie dobre, a raczej lepsze, od tego, co piją wszyscy. I tak...

Swój dzień rozpoczynam od kubka kawy. Nie, nie od filiżanki, takiej jak w reklamach, codziennie rano wypijam spory Pokal z Ikei świeżo zmielonej i zaparzonej kawy. Rozpuszczalnej nie piję wcale, choć jej przygotowanie zajmuje zdecydowanie mniej, cennego zwłaszcza rano, czasu. Ja jednak wolę poświęcić kilka minut więcej, by naprawdę przyjemnie rozpocząć dzień, który często jest dość pracowity lub by miło rozpocząć leniuchowanie i z radością oddawać się przeglądaniu blogów. Bo jak poranne czytanie, to tylko przy kawie!

Kawę kupuję jedynie w ziarenkach i jedynie w dobrych (przynajmniej według mnie) punktach, gdzie wiem, że towar schodzi. Moim faworytem był salon Tchibo, choć wiem, że niektórzy kawosze raczej go nie polecają, ale ja nie mam nic przeciwko, ich produkty mi smakują. Kupuję zazwyczaj Guatemala Grande albo Vienna Melange (to mieszanka ziaren kawy, które są palone w różnym czasie, bardzo fajnie się prezentuje). Ostatnio, po krótkiej rozmowie z największym fanatykiem kawy, jakiego znam, przeszłam się do Starbucksa po jedną torebkę cudownych ziaren. Zakupiłam Caffe Verona - to jedna z najmocniejszych pozycji i szczerze mówiąc musiało minąć trochę czasu, żeby mi posmakowała. Jest tak mocno palona, że po zmieleniu jej w młynku czułam dość intensywny zapach wokół siebie, prawie jak dymu papierosowego. Po tygodniu, gdy zapach jest zdecydowanie mniej świdrujący, naprawdę lubię ją pić.

Gdzieś przeczytałam, że najlepsza kawa, to taka, która jest naprawdę świeżo palona i powinno się ją zużyć do dwóch tygodni od momentu palenia, inaczej traci swój aromat. Oczywiście pewności nigdy nie mam kiedy był moment palenia, ale jeśli ziarenka intensywnie pachną, to wiem, że i napar będzie dobry.


Kawę, zaraz po otwarciu przechowuję w zwykłej puszce z Nanu Nana, która kosztowała mnie zawrotne 4,90 zł. i chowam ją do lodówki. Są zwolennicy i przeciwnicy tej metody, ale ja odnoszę wrażenie, że chłód z lodówki naprawdę pomaga w utrzymaniu aromatu na dłużej, aniżeli temperatura pokojowa. Dodatkowo, puszka bardzo cieszy moje oko i jest praktyczniejsza w użyciu niż oryginalne opakowanie, które od zwijania i rozwijania dzień w dzień zwyczajnie się gniecie i niszczy.


Codziennie rano odpalam mój młynek w stylu vintage, który prawdopodobnie jest starszy niż ja. Otrzymałam go od swojej babci, gdyż u niej stał nieużywany przez bardzo długi czas. Niektórzy z Was pewnie pamiętają te młynki, a być może nawet ich używają! Dla mnie to absolutny hit i nawet przez myśl mi nie przeszło, by kupić inny. Ten jest fantastyczny - szybko i dokładnie mieli kawę. W zależności od tego jak bardzo zmielone chcemy mieć ziarenka, tak długo mielę. Co prawda potrzeba trochę wyczucia co do tego, ale po którymś mieleniu z kolei znalazłam swój ideał.

Nie wiem czy wiecie, ale to od grubości zmielonych ziaren zależy moc kawy. Im bardziej zmielone ziarno, tym mocniejsza kawa. To wszystko bardzo proste - fizyka! Im drobniejsze cząsteczki, tym większa powierzchnia aktywna i woda pozostaje w nich dłużej, dzięki czemu napar jest mocniejszy. Dla mnie najtrafniej zmielone ziarno to takie wielkości kryształków cukru.


No i teraz pytanie... W czym parzę kawę? Już widzicie powyżej. Dla mnie najlepsza kawa to taka parzona właśnie w kawiarce. Poza tym jest to jedna z najtańszych metod (nie wliczając oczywiście tej parzonej zwykłym wrzątkiem). Swoją pierwszą kawiarkę miałam w wieku lat kilkunastu. Jednak parzenie w tym urządzeniu sprawiało mi wtedy ogromne problemy, w zasadzie nie wiem dlaczego. Naczynie umarło śmiercią tragiczną przez spalenie, a raczej stopienie się elementów, które nie są wykonane z aluminium. Wylądował w kuble.

Pod koniec zeszłego roku pojechałam z moim mężczyzną i grupką foto-znajomych do Rzymu. We Włoszech kawę w warunkach domowych pija się głównie w ten sposób. Zasmakowała mi ona do tego stopnia, że gdy tylko wróciłam do Polski, kupiłam w Tesco taką oto kawiarkę. Kosztowała coś pomiędzy 20 a 30 zł., czyli całkiem niewiele biorąc pod uwagę jakość naparu, jaką nam daje.

Parzenie kawy w kawiarce jest dziecinnie proste. Lejemy wodę do poziomu nieco poniżej zaworka. Nakładamy siteczko z czymś, co przypomina lejek, sypiemy zmieloną kawę. Wszystko ładnie zakręcamy, stawiamy na gaz lub inną płytę grzewczą i czekamy aż woda się zagotuje i kawiarka zaparzy nam kawę. Naczynie zdejmujemy gdy usłyszymy pierwsze bulgotnięcie. Potem lejemy do kubka, filiżanki, czy czego chcecie. Powstały napar możemy traktować jak esencję i dolać sobie ciepłej wody, mleka, czy tego, na co macie aktualnie ochotę. Czasami do siteczka dosypuję również odrobinę cynamonu, kardamonu albo suszonego imbiru - wtedy kawa jest bardziej aromatyczna. Nie możemy jednak przesadzić z dodatkami, bo woda nie przejdzie przez zmielone ziarenka.

Jak widać, u mnie picie kawy to swoisty rytuał i zajmuje nieco więcej czasu niż takie standardowe zalewanie wrzątkiem, ale efekt jest naprawdę smakowity i zdecydowanie zdrowszy niż w przypadku sklepowych kawopodobnych tworów. A Wy lubicie pić kawę? W jaki sposób ją zaparzacie?

18 komentarze

  1. Ja kiedys podobnie jak Ty slodzilam kawe do upadlego... 3lyżeczki to była norma. Jednym z moich sukcesów jest to że od ok 3lat nauczyłam się pić kawę niesłodzona z dużą ilością mleka. Daleko mi do Twoich rytuałów ale pijam głównie kawę sypaną zalaną wodą z xiepłym mlekiem. Narobiłaś mi ochoty aby bardziej pochylić się nad tematem kawyy w moim domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, polecam poświęcić przy parzeniu kawy trochę więcej czasu niż zazwyczaj, a efekty będą naprawdę pyszne :).

      Usuń
  2. Ja robię kawę zwyklym sposobem. Na sitko wsypuję zmieloną i zalewam podnosząc do góry czajnik i potem znowu w dół. Na koniec słodzę i dodaję mleko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od czasu do czasu też pokuszę się na taką kawę wsypaną do dzbanka z tłokiem - też jest bardzo dobra.

      Usuń
  3. Ja kawę również zaczęłam pić w liceum a nauczyła mnie tego moja kuzynka, która teraz pije tylko kawę rozpuszczalną. Zaczęłyśmy od kawy parzonej tzw. fusiastej parzonej zwyczajnie ot po prostu 2 łyżeczki kawy zalewałyśmy do połowy lub 2/3 kubka dopełniałyśmy to spienionym mlekiem i do tego 2 łyżeczki cukru. To były moje pierwsze doświadczenia z kawą. Na studiach piłam całkowicie czarną bez zbędnych dodatków kawę oraz raz na jakiś czas, średnio raz w tygodniu chodziłyśmy z przyjaciółką do kawiarni na kawę z bitą śmietaną :) Dziś piję kawę tylko i wyłącznie fusiastą parzoną w tradycyjny sposób z mlekiem. Próbowałam pić kawę z likierem, z mlekiem skondensowanym ale były to nieudane próby ulepszenia smaku. Raz na jakiś czas skuszę się na kawę rozpuszczalną ale musi być ona koniecznie z mlekiem bo innej nie wypiję. Moje ulubione kawy to La Vazza, Dauwe Elberts Gold i Tchibo. Niedawno zrobił się ogromny szał na kawę Dauwe Elberts w różnych smakach ale dla mnie kawa musi mieć swój kawowy smak. Kawę piję codziennie rano i służą mi do tego konkretne kubki i tylko w nich moja poranna kawa najlepiej smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tym, że szał robi ta kawa smakowa. Gdybym miała okazję u kogoś jej zakosztować, to może, ale sama z siebie na pewno nie kupię bo kawa to kawa, a nie jakieś rozpuszczalne coś, co pewnie koło prawdziwej kawy nawet nie stało, a przypuszczam, że ta z Dauwe Egberts niewiele się od takowej różni. To po prostu napój kawowy o smaku orzechowym czy tam karmelowym ;).

      Usuń
  4. Mmm bardzo lubię kawę aczkolwiek nie parzę jej w ten sposób. Piję zawsze rozpuszczalną ale myślałam żeby to zmienić myślę o zakupie ekspresu do kawy chociaż wiem że to też pójście na łatwiznę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego uważasz, że kupno ekspresu do kawy to pójście na łatwiznę? :) Gdybym miała miejsce w domu, to sprawiłabym sobie jakąś ciśnieniową machinę :D.

      Usuń
  5. Tez uwielbiam kawę, ten zapach... Lubię bardzo rozpuszczalna, parzoną piję od czasu do czasu;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam ten młynek z dzieciństwa :) Miałam kiedyś porządną, ciężką kawiarkę z Francji, ale niestety raz ją źle domyłam i spleśniała. Nie dało się pozbyć już tego zapachu, więc wylądowała w koszu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dziwne... Dzisiejsi producenci kawiarni zalecają mycie ich w samej wodzie, bez użycia detergentów... Ja swoją jednak od czasu do czasu przemyję Ludwikiem.

      Usuń
  7. Również kocham kawę :) Najbardziej latte... <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię kawę, a dzisiaj piłam pierwszą od 1.5 miesiaca xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja, niestety, jestem z tych, którzy z rana muszą sobie zapodać ;) kubek rozpuszczalnej. Łudząc się przy tym, że zapach jest równie piękny, jak tej świeżo w młyneczku zmielonej :D Prawdziwa kawa w ziarenkach doprowadza mnie do totalnego roztrzęsienia... No i ten chroniczny brak czasu... ;)) Plus jedna porcja w pracy. pozdr

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaa! I jeszcze jedno! Napój kawowy o smaku waniliowym z Douwe Egberts, czy jak jej tam, choć pyszny - nie ma oczywiście z kawą nic wspólnego :D Według mnie - dosłownie nic. pozdr

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie poranek bez kawy nie istnieje. Przerabiałam już chyba wszystkie możliwe sposoby parzenia: rozpuszczalną (teraz już nie tykam, albo piję tylko z konieczności), ekspres przelewowy, kawiarkę, dzbanek do parzenia i ekspres ciśnieniowy, no i muszę stwierdzić, że co jak co, ale ta ostatnia metoda jest zdecydowanie najlepsza. Kawa jest pachnąca i wyrazista, właściwie mógłby być to jedyny spożywany przeze mnie napój ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo :) Jednak kawa ze świeżo zmielonych ziaren nie ma sobie równych... Dopiero od niedawna mam taki ekspres, marki Saeco, ale tak się przyzwyczaiłam do smaku kawy z niego że się tylko zastanawiam jak mogłam wcześniej pić "normalną" ;) Bo nawet przy używaniu zwykłej mielonej w tym samym ekspresie, widać przewagę ziarnistej...

      Usuń
  12. Ja ogóle rzecz biorąc uwielbiam kawę i piję ją od wieluuu lat. Jednak ostatnio kawa smakuje mi tak jedynie w 50%. Lubię rozpuszczalną, ale nie mogę trafić na naprawdę dobrą, z kawiarki też piłam długi czas i jakoś mi się znudził ten smak.. sama nie wiem co się ze mną dzieje haha:D

    OdpowiedzUsuń

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani