Night Elf od Focallure, czyli cudo prosto z Aliexpress

21 grudnia 2018 godz.

Jakiś czas temu ogarnęła mnie mania kupowania palet cieni do powiek. Moja kolekcja znacząco zwiększyła swoje rozmiary. Ale żeby nie było, kilka miesięcy wcześniej, podzieliłam się moimi zasobami, których nie używam, ze znajomymi i rodziną, więc równowaga została zachowana! 😀

Dziś pokażę Wam nowy nabytek, dość znanej marki - Focallure, który zakupiłam na, uwaga, Aliexpress! Pewnie większość z Was zapyta, czy nie boję  się używać kosmetyków z Chin. Odpowiedź jest prosta - jeśli robię to świadomie, od sprawdzonych  sprzedawców, to nie. Zanim kliknęłam kup teraz, to zrobiłam dość spory research w Internecie i okazuje się, że Focallure to zwykła firma, która produkuje kosmetyki pod własnym szyldem, nie jakieś podróbki pędzone w garażu. Opakowania zawierają skład i informację, że są cruelty free oraz datę ważności. Wszystko w języku angielskim. Ponadto, oglądałam filmik Weroniki Truszczyńskiej, która mieszka w Szanghaju i miała okazję odwiedzić fabrykę Focallure (kliknij, aby obejrzeć film Weroniki) i widać, że to produkcja, jak każda inna. Taka ciekawostka - każdy cień do paletki jest układany ręcznie! Do tego, obejrzałam wiele filmów z makijażami przy użyciu produktów marki i doszłam do wniosku, że spróbuję.

Postanowiłam kupić paletkę 9 cieni o nazwie Night Elf (link do aukcji) oraz dzienną paletę 12 cieni - Nude. Dziś jednak skupię się na tej pierwszej.


Night Elf ma niewielkich rozmiarów, przepiękne opakowanie! Karton jest bardzo dobrej jakości. Dodatkowo zawiera lusterko (które ja mam wciąż zaklejone, bo w sumie korzystam z lustra u siebie w pokoju). Idealnie nadaje się w podróż.


Jak możecie zauważyć, paleta zawiera 9 cieni - 4 maty oraz 5 folii. Uważam, że odcienie są idealnie wyważone - spokojnie możemy wykonać nimi makijaż dzienny, jak i bardziej szalony, czy wieczorowy. Jak z ich pigmentacją, rozcieraniem i ogólnie jakością? Omówię każdy odcień po kolei.



LILAC MAUVE: To typowy odcień transferowy. Czy to liliowy fiołek (w dosłownym tłumaczeniu)? Trudno powiedzieć. Jak dla mnie raczej chłodniejszy beż, idealny w załamanie do kształtowania powieki. Do użycia przy każdym makijażu. Super się rozciera i ma do tego celu odpowiednią pigmentację - ani zbyt mocną, ani zbyt słabą.

GLAM GOLD: Tym razem nazwa idealnie oddaje charakter tego odcienia. To jasny, neutralny w temperaturze barwowej, złoty. Pięknie wygląda nałożony palcem albo pacynką. Sprawdzi się na środek powieki przy makijażu typu spot-light, w kąciki, albo jako dzienniaczek na całą powiekę.

RUBY RED: Kolor, który chyba najbardziej przykuwa uwagę! Aż trudno go opisać. To dobrej jakości matowy cień, który na powiece jest bardziej stonowany niż w palecie, ale wciąż daje intensywny pigment. W sumie rzadko go używam, ale sądzę, że fani czerwieni i korali będą zadowoleni.



PINK GLITZ: Dlaczego Pink? Jak dla mnie to takie brzoskwiniowe złoto. Wykończenie bardzo podobne do GLAM GOLD ale zdecydowanie cieplejsze. Znowu - daje cudowny błysk przy nakładaniu palcem lub pacynką.

GLISTENING MAGENTA: Ten odcień jest może bardziej perłowy niż foliowy, ale to zdecydowanie nie ujmuje mu uroku. To pięknie odbijające światło bordo.

BLACKBERRY: Znowu... Jaka jagoda? To cudowna, mleczna czekolada! Bardzo dobrze napigmentowany kolor. Nadaje się do pogłębiania koloru, do brązowego smokey... Możemy spokojnie stopniować jego intensywność, w zależności od efektu jaki chcemy uzyskać.



ALLURE: Ten cień przypomina mi słynny odcień z paletki Maxineczki. W opakowaniu wygląda na niebieski, ale to taki bardziej fiolet na grafitowej bazie. Nie jest mocno napigmentowany, jak reszta folii z tego zestawienia. Wydaje mi się, że sprawdzi się raczej jako topper. Bardzo ciekawy kolor.

MULBERRY: Na zdjęciu wygląda bardziej jak fuksja. W rzeczywistości jest nieco ciemniejszy i bardziej śliwkowy. Dobrze napigmentowany mat. Ładnie się rozciera i daje się budować.

BLACK PEARL: To cień o ciemno grafitowej (brązowej?) bazie z fuksjowymi drobinami, które idealnie widać w sztucznym świetle. Zdecydowanie do nakładania palcem.


Uważam, że cienie mają bardzo dobrą jakość, a w stosunku do ceny, nawet rewelacyjną. W promocji dałam za nią ok. 15 zł. Uwierzycie? Jak dla mnie to bardzo mało, jak za takie cienie. W drodze już kolejna paleta z tej kolekcji, tym razem dla mojej siostry. Może uda mi się ją przetestować i również pokazać na blogu.

Poniżej jeszcze swatche cieni (uwierzcie mi, że na żywo wyglądają bardziej spektakularnie). Biorąc pod uwagę aktualną pogodę, dość trudno robić tego typu fotografie, więc wybaczcie. W świetle dziennym oraz kolejne - w świetle sztucznym.



Jeśli zaś mowa o kwestiach logistycznych, to produkty marki Focallure szły do mnie z Chin niecałe 3 tygodnie. Doszły szybciej niż było to szacowane na Aliexpress, więc jestem w ciężkim szoku. Wszystko było doskonale zapakowane - cała paczka w dmuchanej folii, dodatkowo chyba jeszcze folia bąbelkowa. Sama paletka zapakowana była w czarny, zabezpieczający kartonik, kartonik w pudełko, a pudełko zawinięte przezroczystą folią. Jak dla mnie bomba! Wielu producentów kosmetyków mogłoby się uczyć pakowania właśnie od Focallure.


W skład kolekcji wchodzą jeszcze dwa inne zestawienia kolorów. Jak wspomniałam, jeden z nich już leci do mojej siostry. Dla siebie zamówiłam również popularną Sweet As Honey i na obie wciąż czekam.

Jeśli jesteście zainteresowani produktami marki Focallure to poniżej porcja linków:


A Wam podobają się takie kolory na powiekach? A może wolicie coś zupełnie szalonego? Kupujecie kosmetyki z Chin? Oczywiście od sprawdzonych sprzedawców!

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani