Nie wiem ile razy już tu pisałam, że dla mnie tusz do rzęs, to totalny must have i nie wyobrażam sobie, że mogłabym zrobić makijaż bez jego użycia. No... Na lipcowym koncercie Iron Maiden (było wspaniale tak swoją drogą!), gdy radośnie wybraliśmy się do Krakowa, a ja przystąpiłam do makijażu w hotelu i zobaczyłam, że nie mam w kosmetyczce tuszu do rzęs, to zamarłam... Wszczęłam alarm, że jedziemy szukać Rossmanna bo przecież ja muszę wytuszować rzęsy! Ostatecznie odpuściłam i poszłam w niekompletnym makijażu. No cóż, ciemno było, nikt nie widział, a mój mąż, jak zwykle zresztą, powiedział, że wyglądam ładnie.
Jak zapewne się domyślacie, dziś będzie recenzja tuszu do rzęs. To kolejny prezent od sklepu internetowego Malahit, czyli Como Milano Mascara Volume Sensation.
Tusz należy do tych tanich, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. Maskara do rzęs to produkt, który wymieniam co ok 3-4 miesiące, więc nie lubię wydawać na niego zbyt dużo gotówki. Ponadto na rynku jest całe mnóstwo tuszy do rzęs, które dają super efekt, a kosztują dosłownie kilka złotych. Za produkt Como Milano zapłacimy ok. 10 zł., więc teraz pytanie - czy warto?
Maskara zapakowana jest w standardową, walcowatą buteleczkę. Sam design bardzo mi się podoba - czarne tło, złoto-biało-różowe napisy - pięknie. Z czasem jednak trochę zaczęła się obdzierać naklejka (co zresztą widać na zdjęciach), ale nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie, choć może producent mógłby jakoś to udoskonalić.
Kiedyś byłam fanką dużych szczoteczek. Generalnie im większa, tym lepsza. Kilka lat temu zmieniłam zdanie i preferuję właśnie te cienkie, stożkowate, silikonowe, ze średniej długości włoskami. Ta szczoteczka wpasowuje się w moje preferencje, bez dwóch zdań. Uważam, że jest idealna i zawsze czegoś takiego szukam przy wyborze nowego tuszu.
To, co bardzo mocno mnie zaskoczyło, to fakt, że praktycznie od razu po otwarciu daje na rzęsach efekt, o jakim zapewnia producent. Zazwyczaj konsystencja świeżego tuszu jest dość rzadka i na rzęsach daje raczej lekki efekt. Warto poczekać ok. dwóch tygodni, gdy nieco zgęstnieje. Tu takiej potrzeby nie było. Wyjęłam szczotę i frrrruuu na rzęsy... I przyznam, że mnie zatkało.
Rzęsy są pięknie pogrubione i wydłużone, dodatkowo podkręcone. Na zbliżeniu może wyglądają jak posklejane, ale uwierzcie mi, że w normalnym życiu (tj. nie na zdjęciu zrobionym obiektywem makro) prezentują się fenomenalnie. Tusz powinien delikatnie sklejać rzęsy, żeby wydawały się grubsze. Ten robi to idealnie.
Jednak nie mogło obejść się bez wad, niestety. Tusz, choć daje cudowny efekt na rzęsach, to w ciągu dnia niestety się osypuje. Nie ma dramatu i w sumie mimo wszystko sięgam po niego z przyjemnością, to jednak uważam, że warto o tym wspomnieć. Często po kilku godzinach musiałam przecierać delikatnie okolicę pod oczami, bo widziałam szaro-bure plamy albo czarne okruszki. Czy się odbija na górnej powiece? Nie wiem, nigdy nie miałam z tym problemu, ale biorąc pod uwagę osyp, jest to całkiem prawdopodobne. Jest też szansa, że to przypadłość jedynie mojego egzemplarza.
Dodam jeszcze, że tusz nie podrażnia w żaden sposób oczu ani skóry. Dobrze się go nosi i sprawia, że rzęsy prezentują się naprawdę spektakularnie! W zasadzie gdyby nie to osypywanie się, to byłby moim ulubieńcem i pewnie dokupiłabym następne opakowania. Może kiedyś zaryzykuję i sprawdzę.
A Wy znacie markę Como Milano? Mieliście ten tusz? Jak u Was się sprawdził? A może macie doświadczenia z innymi produktami tej firmy?
Maskara zapakowana jest w standardową, walcowatą buteleczkę. Sam design bardzo mi się podoba - czarne tło, złoto-biało-różowe napisy - pięknie. Z czasem jednak trochę zaczęła się obdzierać naklejka (co zresztą widać na zdjęciach), ale nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie, choć może producent mógłby jakoś to udoskonalić.
Kiedyś byłam fanką dużych szczoteczek. Generalnie im większa, tym lepsza. Kilka lat temu zmieniłam zdanie i preferuję właśnie te cienkie, stożkowate, silikonowe, ze średniej długości włoskami. Ta szczoteczka wpasowuje się w moje preferencje, bez dwóch zdań. Uważam, że jest idealna i zawsze czegoś takiego szukam przy wyborze nowego tuszu.
To, co bardzo mocno mnie zaskoczyło, to fakt, że praktycznie od razu po otwarciu daje na rzęsach efekt, o jakim zapewnia producent. Zazwyczaj konsystencja świeżego tuszu jest dość rzadka i na rzęsach daje raczej lekki efekt. Warto poczekać ok. dwóch tygodni, gdy nieco zgęstnieje. Tu takiej potrzeby nie było. Wyjęłam szczotę i frrrruuu na rzęsy... I przyznam, że mnie zatkało.
Rzęsy są pięknie pogrubione i wydłużone, dodatkowo podkręcone. Na zbliżeniu może wyglądają jak posklejane, ale uwierzcie mi, że w normalnym życiu (tj. nie na zdjęciu zrobionym obiektywem makro) prezentują się fenomenalnie. Tusz powinien delikatnie sklejać rzęsy, żeby wydawały się grubsze. Ten robi to idealnie.
Jednak nie mogło obejść się bez wad, niestety. Tusz, choć daje cudowny efekt na rzęsach, to w ciągu dnia niestety się osypuje. Nie ma dramatu i w sumie mimo wszystko sięgam po niego z przyjemnością, to jednak uważam, że warto o tym wspomnieć. Często po kilku godzinach musiałam przecierać delikatnie okolicę pod oczami, bo widziałam szaro-bure plamy albo czarne okruszki. Czy się odbija na górnej powiece? Nie wiem, nigdy nie miałam z tym problemu, ale biorąc pod uwagę osyp, jest to całkiem prawdopodobne. Jest też szansa, że to przypadłość jedynie mojego egzemplarza.
Dodam jeszcze, że tusz nie podrażnia w żaden sposób oczu ani skóry. Dobrze się go nosi i sprawia, że rzęsy prezentują się naprawdę spektakularnie! W zasadzie gdyby nie to osypywanie się, to byłby moim ulubieńcem i pewnie dokupiłabym następne opakowania. Może kiedyś zaryzykuję i sprawdzę.
A Wy znacie markę Como Milano? Mieliście ten tusz? Jak u Was się sprawdził? A może macie doświadczenia z innymi produktami tej firmy?
0 komentarze
Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.