Na różową twarz, czyli kremy z filtrem Rosacure od Synchroline

5 maja 2018 godz.

Gdy tylko słońce mocniej przygrzeje, warto rozejrzeć się za przyzwoitym kremem z nieco wyższym filtrem. Uważam, że SPF 30 przy pełnym słońcu to minimum, które dobrze jest stosować w ciągu dnia. Wadą jednak tego typu produktów, zwłaszcza do twarzy, jest fakt, iż mają bardzo treściwą konsystencję, która zazwyczaj w ciągu dnia zwyczajnie nam przeszkadza, bo przy wzmożonej potliwości po prostu spływa z twarzy. Czy udało mi się znaleźć coś, co sprosta wysokim wymaganiom?

Rok temu pisałam o moim ulubieńcu z Lirene (klik!) i pytanie... Czy znalazłam kolejnego? Bohaterem dzisiejszego wpisu, zaraz, wróć... Bohaterami (tak, bo będzie ich dwoje!) dzisiejszego wpisu będą dwa produkty marki Synchroline z serii Rosacure ®.


Produkty, które miałam okazję przez ostatnie tygodnie testować to Krem do twarzy z filtrem ochronnym SPF 30 oraz Krem koloryzujący do twarzy z filtrem ochronnym SPF 30.

Zanim jednak przejdę do swojej recenzji, krótko przedstawię Wam, co o Rosacure pisze producent:

ROSACURE® stanowi pierwszą w Europie pełną gamę preparatów zarejestrowanych jako wyroby medyczne klasy II a, co gwarantuje ich skuteczność oraz bezpieczeństwo stosowania. Przeznaczone do kontrolowania, terapii oraz łagodzenia objawów typowych dla skóry z trądzikiem różowatym (faza rumieniowo-teleangiektatyczna i grudkowo-krostkowa) i skóry naczyniowej.


Jak widać na pierwszy rzut oka, produkty wydają się być do siebie bardzo podobne, zwłaszcza pod względem wizualnym. Przychodzą do nas w kartonikach (z papierową ulotką w środku), których oczywiście zapomniałam uwzględnić na fotografiach, ale przecież przeciętny śmiertelnik, zazwyczaj, po zapoznaniu się z treścią, wyrzuca te kartoniki do kosza! 😋 Kremy zamknięte są w dość miękkich, plastikowych tubkach o pojemności 30 ml (czyli tyle, ile zazwyczaj ma podkład), które zakończone są specyficznymi dziubkami. Nie ma problemu z wydobyciem produktu ze środka.

Teraz przejdę już do osobnych recenzji każdego z kremów, ponieważ ich działanie jest czymś, co zdecydowanie je rozróżnia.

Krem do twarzy z filtrem ochronnym SPF 30



Konsystencja tego produktu jest dość rzadka i lejąca. Ma biały kolor i neutralny zapach. W zasadzie można powiedzieć, że w ogóle nie pachnie. To na pewno ucieszy wrażliwe nosy i alergików.

Krem stosujemy rano, po porannym oczyszczaniu skóry. Nakładamy jego odpowiednią ilość, aby filtr SPF 30 miał możliwość działania. Słyszałam, że należy zaaplikować minimum 1-2 ml. To natomiast sprawi, że taka tubka kremu wystarczy nam jedynie na kilkanaście użyć, a biorąc pod uwagę, że warto również w ciągu dnia tę aplikację powtarzać, to zużyjemy krem w tydzień lub dwa... W związku z tym nakładam go umiarkowanie hojnie, a właściwie w nieco większej ilości jak zwykły krem... 😉 Nie spędzam całych dni na podwórku, nie wystawiam skóry na pełne słońce, więc uważam, że to wystarczy.


Sam produkt wchłania się dość szybko ponieważ ma lekką konsystencję, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Pozostawia na skórze delikatny film, który broń Boże nie jest tłusty, po prostu czuć, że właśnie nakremowaliśmy twarz. Po paru minutach od aplikacji można spokojnie robić makijaż, nałożyć podkład - zarówno ten zwykły, jak i mineralny. Skóra jest gładka, nawilżona, bez zbędnego błysku. Nie powoduje nadmiernej produkcji sebum.

Nie polecam jednak nakładać w okolice oczu. Gdy się do nich dostanie, to zaczynają piec, ale producent o tym rzetelnie ostrzega, więc jakiekolwiek pretensje są tu zbędne.



Ogólnie oceniam ten kosmetyk na plus. Jest naprawdę bardzo przyzwoitym kremem z wysokim filtrem. Uważam, że będzie odpowiedni zarówno dla osób, które rzeczywiście borykają się z trądzikiem różowatym i cerą naczyniową, jak i tych z normalną czy mieszaną. Tłusta chyba jednak będzie wymagała czegoś jeszcze lżejszego.

Poniżej skład produktu:

Aqua (Water), Diethyloamino Hydroxybenzyol Hexyl Benzoate, C15-19 Alkane, C12-15 Alkyl Benzoate, Dimethyl Sulfone, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol, C20-22 Alkyl Phosphate, Polymethylsilsesquioxane, C20-22 Alcohols, Octocrylene, Glycol Palmitate, Ethyl Hexyl Methoxycinnamate, Glicerin, 4-T-Butylcyclohexanol, Polyglutamic Acid, Sodium Hyaluronate, Benzyl Pca, Pentylene Glycol, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Polyisobutene, Acacia Senegal Gum, Phenoxyethanol, Sodium Hydroxide, Xantan Um, PEG-7 Trimethylolpropane Coconut Ether, BHT


Krem koloryzujący do twarzy z filtrem ochronnym SPF 30

Teraz czas na intrygującego brata z tej samej serii!


Produkt ten, jak nietrudno się domyślić, to krem z filtrem, z dodatkiem pigmentu w kolorze podkładu. Nie pachnie. Natomiast konsystencja już niestety nie jest leciutka jak w wyżej omawianym produkcie. Krem koloryzujący jest zdecydowanie gęstszy (co nie oznacza, że jest ekstremalnie ciężki) i aplikacja wymaga nieco więcej wysiłku.

Pewnie jesteście ciekawi krycia tego cudaka. Posiadam odcień CLAIR, czyli jaśniejszy. Aktualnie dostępne są dwa kolory. Ponieważ podstawowym zadaniem tego produktu jest pielęgnacja i ochrona przeciwsłoneczna, to jego właściwości kryjące są bardzo słabe. Powiedziałabym nawet, że nie kryje wcale, jedynie bardzo delikatnie wyrównuje koloryt. To typowy krem tonujący. Można go stosować po prostu jako pielęgnację. Ja na niego nakładam podkład i wszystko ładnie się trzyma.

Krem, mimo minimalnego krycia, pozostawia na skórze dość mocny błysk i lekko tłusty, lepki film. Po paru minutach od aplikacji warto go przypudrować - wtedy cera wygląda zdrowo i naturalnie. Drugą opcją jest właśnie traktowanie go jak bazy pod zwykły lub mineralny podkład. Tu też sprawdza się bardzo dobrze.



Cera po jego użyciu oczywiście jest nawilżona i bardzo świetlista. Sprawdzi się u osób ze skórą suchą, normalną lub mieszaną w kierunku suchej, i oczywiście z naczyniową czy z trądzikiem różowatym, do czego produkt został zaprojektowany.

Podobnie jak w przypadku zwykłego kremu SPF 30, również tego nie należy aplikować na okolice oczu, o czym producent również wspomina na opakowaniu.



Przyznam, że choć krem tonujący działa na mojej skórze bardzo dobrze, to jednak krem bez pigmentu bardziej przypadł mi do gustu. Ma zdecydowanie lżejszą i przyjemniejszą konsystencję. Odnoszę również wrażenie, że ma ciut lepszy (a na pewno krótszy) skład. Poniżej znajdziecie kompozycję kremu z pigmentem:

Aqua (Water), Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dimethyl Sulfone, C15-19 Alkane, C12-15 Alkyl Benzoate, Octocrylene, Triethylhexanoin, Diethylhexyl Butamido Triazone, C20-22 Alkyl Phosphate, C20-22 Alcohols, Glycerin, 4-T-Butylcyclohexanol, Polyglutamic Acid, Sodium Hyaluronate, Acacia Senegal Gum, Glycol Palmitate, Pentylene Glycol, Propylene Glycol, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol, Polyisobutane, Decylene Glycol, Silica, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Xantham Gum, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Sodium Hydroxide, PEG-7 Trimethylolpropane, Coconut Ether, Phenoxyethanol, Disodium Edta, BHT, +/-: CI 77492 (Iron Oxides), CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491 (Iron Oxides), CI 77499 (Iron Oxides).


Marka Synchroline w swojej ofercie posiada również inne linie kosmetyczne przeznaczone typowo do cery suchej, tłustej czy trądzikowej. Produkty możecie kupić stacjonarnie w aptece, klikając tutaj znajdziecie listę aptek podzieloną na województwa.

Na koniec, podaję jeszcze kilka przydatnych linków:

A Wy znacie serię Rosacure? A może stosowaliście produkty z innych linii kosmetycznych marki Synchroline? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach!

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani