Letni ulubieńcy 2014
23 września 2014 godz. 18:00
W związku z tym, że dziś oficjalnie lato dobiegło końca i nastała znienawidzona przez wielu pora roku, czyli jesień, postanowiłam pokazać Wam moich ulubieńców minionej pory roku. I choć dłuższych wakacji nie miałam, to jednak starałam korzystać się z uroków słońca poza godzinami pracy i wyjeżdżając na krótkie wypady. Ale wracając do kosmetyków...
Swoją dzisiejszą litanię rozpocznę od przepięknego zapachu, który sprawiłam sobie jako prezent po pierwszej wypłacie, poza tym w Super-Pharmie swojego czasu była dość dobra cena, a zapach piękny, więc... Czemu nie?
Wspomniany zapach to Calvin Klein Euphoria Endless. Piękna, lekka woda toaletowa o kwiatowym zapachu, idealna na wiosnę i lato, głównie na dzień. Wypsikałam pół fiolki 40 ml ponieważ staram się oszczędzać tę uroczą mieszankę. Teraz rozglądam się aromatem na jesień, kusi mnie coś zdecydowanie mocniejszego i słodszego, z kwiatowymi nutami - jakieś propozycje?
Kolejnym, niepodważalnym w żadnym stopniu ulubieńcem tego lata była, pożądana przez wszystkie moje koleżanki (haha!) paleta cieni marki Urban Decay Naked 3.
Wierzci mi albo nie, ale gościła w mojej wakacyjnej torbie nawet podczas wyjazdu nad jezioro czy na działkę. Jest świetna, uniwersalna zarówno jeśli mowa o jakości samych cieni, jak i doborze kolorystycznym. Dla mnie strzał w dziesiątkę.
Do tego opakowanie jak dla mnie jest naprawdę bardzo trwałe i przeżyło każdą podróż. W minione lato prawie w ogóle nie używałam innych cieni, jedynie tych z palety UD. Chłodna tonacja idealnie pasuje do mojego typu urody.
Jeśli już jesteśmy przy makijażu, to nie mogę nie wspomnieć o moim odkryciu, które zaskoczyło mnie totalnie ponieważ dobre kilka miesięcy leżało na dnie pudełka z kosmetykami i w sumie nie spodziewałam się po tym produkcie żadnej rewelacji.
Mowa tu o Multifunkcyjnym BB kremie marki Lirene. Firmę Lirene bardzo lubię i cenię, aczkolwiek do pseudo BB kremów zawsze miałam dość sceptyczne podejście - dla mnie zwykle były to zwyczajne kremy tonujące, tylko pod innym szyldem. A jak jest z tym z Lirene? Jak dla mnie jest rewelacyjny. Jest lekki, ale jednocześnie kryje to, co ma kryć i gdyby nie dość ciemny kolor, to pewnie używałabym go przez cały rok. Pokuszę się o stwierdzenie, że to rzeczywiście jest krem BB.
Skóra po jego użyciu jest promienista, co stwierdziła nawet moja koleżanka z pracy, która zobaczywszy moją twarz natychmiast napisała na komunikatorze zapytanie jakiego podkładu używam (ach, te korpo-środki komunikacji, haha!). Na powyższym zdjęciu krem BB wydaje się dość jasny, niestety delikatnie się utlenia i sprawdza się jedynie na mojej lekko opalonej cerze. Do tego jest całkiem trwały. Gorąco polecam!
Lato to okres, kiedy nie kupuję prawie w ogóle kosmetyków kolorowych. Głównie z tego względu, że zużywam wszystko to, co jest dla mnie zbyt ciemne... Tak też się stało z korektorem marki Kobo Professional Modeling Illuminator (po lewej stronie) w odcieniu 02. Jak widać eksploatuję go dość namiętnie (spójrzcie na zakrętkę) ponieważ ładnie rozświetla cienie pod oczami, ale i kryje drobne niedoskonałości. Nie używam go tylko do rozświetlania, ale także do krycia, więc jest dość uniwersalny.
No i oczywiście Essence I love stage Eyeshadow Base, czyli baza pod cienie, której możemy również używać jako korektora. Sprawdza się dobrze w obu rolach.
Aplikatory jakie są, każdy widzi... Powyżej. Fajnie się nimi aplikuje produkt, a później rozciera palcami bądź innymi narzędziami. Generalnie polecam bo i cena za nie jest dość rozsądna, a sprawdzają się znakomicie.
Kiedy dni były naprawdę upalne bądź po prostu czekała mnie długa podróż, nie chciałam nakładać na swoją twarz żadnego podkładu, jedyne co sprawiało, że wyglądałam dobrze i tak samo się czułam, była odrobina korektora w najbardziej newralgicznych miejscach oraz mocno kryjący puder z Inglota AMC Pressed powder.
Sam puder nakładałam przy pomocy zwykłego, puchatego pędzla, więc dawał naprawdę naturalny efekt i przy tym dość dobrze krył i matowił cerę. Dodatkowo ewentualne poprawki w ciągu dnia nie sprawiały większych problemów. Jak dla mnie po prostu dobry produkt właśnie na lato. Czasami używałam go celem zmatowienia podkładu, wtedy jednak już w zdecydowanie mniejszej ilości.
Jego wadą jest to, że jest mało wydajny ponieważ ma bardzo miałką konsystencję. Podobnie sprawa się ma z jego bratem YSM Pressed Powder. Jak widać prawie go zużyłam, a korzystam z niego od nieco ponad miesiąca. Ale może taka domena pudrów nietransparentnych.
Na moich policzkach zaś, właściwie niezmiennie gościł róż (bronzer?), który gościł na wielu blogach i kanałach YT, czyli W7 Honolulu.
To z kolei produkt niesamowicie wydajny w ładnym odcieniu, który świetnie podkreśla opaleniznę. Mój zdecydowany faworyt (mojej siostry też, bo namiętnie go podkrada). Na pewno będę go używać cały okrągły rok, ale na lato wpasował się idealnie.
Do produktu dołączony jest jeszcze fajny, dość mocno spłaszczony pędzelek, który ułatwia konturowanie twarzy. Kosmetyk wart uwagi, zdecydowanie.
Zabijcie mnie, ale należę do grupy kobiet, która nienawidzi dbać o stopy... Na szczęście nie mam z nimi jakichś szczególnych problemów ale jeśli zakładam sandały i generalnie pokazuję je otoczeniu, należy doprowadzić je do porządku. Na szczęście ładny wygląd stóp można osiągnąć niekoniecznie szorując martwy naskórek pumeksem (to robiłam może z pięć razy w życiu)... Ja używam następujących wspomagaczy.
Najpierw Peeling Creme rossmannowskiej marki Fuss Wohl, który sam w sobie zawiera pumeks i całkiem dobrze ściera zrogowaciały naskórek pozostawiając skórę stóp przyjemną w dotyku. Następnie nakładam na stopy Pielęgnacyjny krem do stóp marki Exclusive Cosmetics, który otrzymałam na spotkaniu wrocławskich blogerek. Po takim szybkim pedicure stopy wyglądają o wiele lepiej, a także są pięknie odświeżone. Do tego ładny kolorek na paznokciach i śmiało można zakładać sandałki.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moich letnich ulubieńców. Opowiedzcie coś o swoich! A może macie podobnych? Koniecznie dajcie znać.