Xtremalnie anielskie włosy z Tangle Angel

5 czerwca 2016 godz.

O tym produkcie do włosów było w sieci bardzo głośno. Nic dziwnego - najpierw Tangle Teezer, który pokochało miliony ludzi na całym świecie, teraz coś, co ma podobny sposób działania, ale zdecydowanie bardziej charakterny i kontrowersyjny design, a przede wszystkim świetne działanie, niektórzy mówią, że lepsze niż wspomniany wyżej wynalazek. Poskromienie moich włosów do najłatwiejszych nie należy, więc przeczytawszy te wszystkie ochy i achy zdecydowałam się na zakup szczotki do włosów Tangle Angel w wersji Xtreme.

Co o niej sądzę? Czy rzeczywiście tak świetnie się sprawdza na moich włosach? Zapraszam do lektury.


Anielskie motywy od bardzo dawna przyprawiają mnie o szybsze bicie serca. Gdy tylko ujrzałam tę szczotkę, od razu wiedziałam, że musi być moja. Pytanie tylko która wersja będzie odpowiednia dla moich gęstych i kręconych włosów? Odpowiedzi długo szukać nie musiałam - najlepsza będzie największa, z najdłuższymi ząbkami, czyli Xtreme.

Szczotkę kupiłam na Allegro. Z przesyłką zapłaciłam w granicach 50 zł. Jak za czesadło do włosów, którego używam jedynie przed myciem, to jednak trochę drogo. Biorąc jednak pod uwagę, że marzy mi się urządzenie, które rozczesze je bez zbędnego wyrywania i szarpania, doszłam do wniosku, że nie ma co oszczędzać.


Produkt przychodzi do nas w plastikowym opakowaniu, na którym dodatkowo znajduje się jeszcze kilka innych informacji o tym, czego ta szczotka nie robi. Do tych wszystkich zapewnień podeszłam jak zwykle z rezerwą - ma po prostu dobrze i bezstratnie czesać moje cienkie w strukturze pukle! No i jeszcze ma wyglądać... ;)

Wybrałam wersję matową z turkusowymi ząbkami. Wygląda fenomenalnie! Stoi sobie dumnie na półce mojego pokoju i maksymalnie przykuwa wzrok innych. Przyznam, że budzi bardzo skrajne emocje, bo jedni się zachwycają (np. ja), a inni mówią wręcz, że jest ohydna lub nawet straszna czy przerażająca. No cóż... Grunt, że mi przypadła do gustu.


Szczotka jest dość duża (w Interncie znalazłam informację, że ma ok. 27 cm wysokości) i niestety mało stabilna. Przez zdecydowanie cięższą górę często się przewraca i przy okazji zrzuca z półki wszystkie inne rzeczy. Strasznie mnie to denerwuje, ale wystarczy opanować odpowiednią technikę i upadków jest zdecydowanie mniej. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ jeśli trzymać ją na ząbkach, te się powyginają, a jeśli zechcemy przechowywać na aniołku, to już nie będzie tego efektu, no i plecki mogą się podrapać, i co wtedy? Także szczotka stoi sobie na trzonku.

Samo włosie jest oczywiście plastikowe (aczkolwiek jest to dość miękki plastik, nie taki jak w zwykłych szczotkach). Po kilku miesiącach stosowania niektóre ząbki lekko się powyginały na boki. Na całe szczęście nie ma to wpływu na jakość działania produktu.


Nie mogłam doczekać się pierwszych testów. Dorwałam się do szczotki jak dziecko i od razu potraktowałam nią moje pukle. Przyznam, że byłam rozczarowana. Miałam wrażenie, że szczotka choć z łatwością rozczesuje włosy, to jednak je szarpie wydając przy tym charakterystyczny dźwięk, taki, no wiecie... chrrrrt. Wcześniej używałam szczotki z naturalnym włosiem, która gładko sunęła po włosach. Tu było zupełnie inaczej. Byłam nawet trochę zła, że wydałam tyle kasy na coś, co wcale nie jest takie dobre, jak wszyscy twierdzą!

Szczotki jednak regularnie używałam. No bo skoro już jest, skoro wydałam na nią te kilka złotych, to żal, żeby tylko stała i się kurzyła. Z czasem przyzwyczaiłam się do charakterystycznego dźwięku i doszłam do wniosku, że wcale nie szarpie i nie wyrywa włosów, jak mi się wydawało, a na pewno nie bardziej niż moja poprzednia szczotka. Zanotowałam, że wystarczy delikatnie przeczesać nią pukle, a wszystkie kołtuny, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się rozplątują. Wcześniej, przyzwyczajona do innego czesadła, po prostu mocno dociskałam do skóry głowy, zupełnie niepotrzebnie! Włosy rozczesuję co drugi - trzeci dzień, więc wypada ich zdecydowanie więcej podczas szczotkowania, niż gdybym to robiła codziennie lub nawet częściej. Wyraźnie jednak widać, że mimo wszystko i tak zostaje ich relatywnie mało w porównaniu do szczotki choćby z włosia naturalnego, co bardzo mnie cieszy.


A jak już jesteśmy przy wypadaniu włosów, to nie mogę nie wspomnieć o jednej zasadniczej wadzie tego produktu. Piekielnie trudno wydobyć z niej włosy!!! Co zresztą pięknie prezentuje powyższe zdjęcie. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ale wymaga nieco sprytu i cierpliwości. Przeczytałam w Internecie, że można użyć innej szczotki, np. takiej do czyszczenia rąk i paznokci (wiecie, klin klinem, haha!). Szkoda, że moja ma zbyt krótkie włosie, no ale jakoś tam doszorowałam. Resztę kłaków i zanieczyszczeń wyjęłam patyczkiem kosmetycznym pozbawionym bawełenki i jakoś poszło. Po pierwszym od czyszczenia czesaniu znowu pojawił się włos. No trudno. W końcu to sprzęt do czesania włosów, więc jakoś to przeżyję.


Teraz czas na krótkie podsumowanie. Czy polecam? Czy jestem zadowolona? Mimo niezbyt przyjemnych i rozczarowujących początków nie żałuję, że kupiłam tę szczotkę. Naprawdę dobrze rozczesuje włosy i mimo wszystko nie szarpie, i nie wyrywa ich. Jest to produkt bardzo dobry, trzeba się jednak przyzwyczaić do pracy z nim i kluczem jest delikatność, a efekt będzie naprawdę zadowalający.

A Wy macie tę anielską szczotkę? Lubicie? Polecacie? Jak możecie ją porównać do innych tego typu produktów?

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani