Lubicie maseczki na twarz? Ja raczej używam ich sporadycznie, zwłaszcza takich, które trzeba trzymać na twarzy dłużej niż pięć minut... Jednak uważam, że czasami naprawdę warto poświęcić czas bo dla naszej skóry odpowiednio dobrana maseczka to prawdziwe ukojenie!
Dziś zaprezentuję Wam Maseczkę algową MANGO firmy Tso Moriri, którą z produktu na produkt lubię coraz bardziej ;).
Od producenta:
Zmikronizowane algi są bogatym źródłem polisacharydów, białek i minerałów (wapnia, magnezu, krzemu, potasu oraz witamin C, E, A. B2, B6, K). Maska oczyszcza, ujędrnia, rewitalizuje i wzmacnia naskórek. Dodatek suchego ekstraktu z owocu mango działa uelastyczniająco i wygładzająco na skórę. Zawarty kwas stearynowy i nienasycone kwasy tłuszczowe - linolowy i oleinowy przeciwdziałają przesuszaniu skóry i powstawaniu zmarszczek.
źródło: opakowanie produktu
Opakowanie maseczki to zwykła, srebrna torebka, która pomimo przyjemnego wyglądu jest dość niepraktyczna, gdyż maseczka, która jest sproszkowana, najzwyczajniej w świecie wysypuje się z torebki, nawet tuż przed pierwszym otwarciem. Trzeba ją po prostu jakoś spinać. Nie jest to wielki problem, ale uważam, że można by to było jakoś dopracować.
Maseczka ma całkiem przyjemny zapach, ale nie intensywny i po aplikacji kosmetyku nie utrzymuje się na skórze.
Jak już wspomniałam forma maseczki to bardzo suchy proszek, który wsypujemy w odpowiedniej ilości do miseczki i zalewamy całość wodą. Oczywiście tak, aby maseczka miała w miarę gęstą konsystencję.
Po zalaniu wodą należy całość wymieszać. Ja w tym celu używam drewnianego patyczka do paznokci (jak widać to całkiem uniwersalne urządzenie ;)). Konsystencja maseczki jest dość grudkowata, a nie powinna, nie dałam rady jej już lepiej rozmieszać. Moja wyglądała tak...
Całość nakładamy na twarz, szyję i dekolt, i czekamy około dwadzieścia-trzydzieści minut... Gdy nałożyłam tę maskę na twarz, na początku niczego szczególnego nie czułam... Po około dziesięciu minutach maseczka zaczęła wysychać tworząc suchą, spękaną skorupę... Gdy ujrzałam się w lustrze byłam przerażona! Wyglądałam okropnie... I w sumie trochę komicznie ;). Po niecałych trzydziestu minutach ściągnęłam maseczkę zaczynając od brzegów...
I tu zaczęły się schody bo maska bardzo opornie schodziła... Stałam dobre dziesięć minut przed lustrem siłując się z nią! Ale wszystko zapewne przez to, że dość nierównomiernie ją nałożyłam. Resztki już spłukałam wodą...
I teraz najważniejsze - efekt! Był? Był! Moja twarz była gładka, nawilżona, pory ładnie oczyszczone i generalnie stwierdziłam, że warto było się pomęczyć. Po chwili jednak pojawiły się zaczerwienienia na mojej twarzy, które po około godzinie zeszły. Sądzę, że były one spowodowane raczej próbą ściągnięcia maski, aniżeli jakimś uczuleniem.
Czy polecam? Tak, efekt po użyciu tej maseczki naprawdę jest bardzo fajny. Sądzę jednak, że lepiej stosować maskę w dzień, gdy nie wychodzimy z domu bądź wieczorem.
Cena: ok. 13 zł.
9 komentarze
kuszą mnie te algi strasznie!
OdpowiedzUsuńja uwielbiam maseczki :D też testuję algowe
OdpowiedzUsuńchętnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńOstatnio polubiłam się z maseczkami. A ta wydaje się całkiem ciekawa.
OdpowiedzUsuńlubie maseczki w takiej formie
OdpowiedzUsuńjestem maniaczką maseczkową, więc chętnie dokupię i tą do mojej kolekcji ;)
OdpowiedzUsuńniestety źle rozrobiłaś maskę - następnym razem dodaj mniej wody, tylko chłodnej, mieszaj szybko, maski algowe rozrabiamy jak ciasto, musza być dość gęste.
OdpowiedzUsuńmiałam ta masę nawet co nico o niej pisałam na blogu, fajna była i bardzo delikatna, może wrócę do niej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki :))
OdpowiedzUsuńProszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.