Nawilżanie, rozświetlanie, czyli Daily Care z Mincer Pharma

23 kwietnia 2017 godz.

O marce Mincer Pharma słyszałam jedynie od blogerek i youtuberek. Jakoś nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po któryś kosmetyk w trakcie zakupów. Zawsze stawiałam na inne, sprawdzone kosmetyki. Traf jednak chciał, żebym zapoznała się z tymi, bądź co bądź, chwalonymi produktami i w moje ręce trafił Nawilżający tonik do twarzy oraz Rozświetlająca maska w kremie  - oba z serii Daily Care. A wszystko to w pudełeczkach Shiny Box.

Zanim jeszcze przejdę do recenzji wspomnianych kosmetyków, chciałabym dodać, że firma Mincer Pharma jest naszą rodzimą marką i powstała w 1989 roku. Obecna jest również na rynku europejskim i światowym, także tu należą się brawa za sukces na arenie międzynarodowej. To naprawdę budujące, że nasze polskie marki są rozpoznawalne właśnie poza granicami naszego kraju.


Nawilżający tonik do twarzy to produkt, który niektórym mógłby wydawać się całkowicie zbędny podczas codziennej pielęgnacji. Wiele osób wręcz nie czuje różnicy podczas użytkowania toników, więc zwyczajnie z nich rezygnuje (Jak nie widać różnicy, to po co przepłacać?). Ja jednak jestem z tych, którzy widzą i czują różnicę, więc od razu zabrałam się do testowania.


Produkt przychodzi do nas w niebieskiej (chabrowej? 😁) butelce o pojemności 250 ml, czyli całkiem sporej. Muszę przyznać, że design przyciąga swoim minimalizmem, kojarzy mi się z produktem profesjonalnym, wręcz aptecznym. Zero zbędnych zawijasków, kwiatków - jedynie biała etykieta z niezbędnymi informacjami.

Producent zaleca stosowanie toniku codziennie rano i wieczorem, tuż po oczyszczeniu skóry twarzy i bezpośrednio przed aplikacją kremu. Oczywiście działam zgodnie ze wskazówkami, lejąc jego niewielką ilość na wacik kosmetyczny, a następnie przecieram nim twarz (niby takie oczywiste, ale niektórzy wolą tonizować skórę spryskując ją przy pomocy atomizera). Jaki efekt? Jak dla mnie naprawdę dobry. Dlaczego? Posiadam skórę mieszaną w kierunku suchej. Oczywiście staram się eliminować SLS-y gdzie tylko mogę, ale czasami nawet sama woda powoduje nieprzyjemne ściągnięcie skóry, a dzięki temu kosmetykowi, to uczucie od razu znika i krem rzeczywiście lepiej się wchłania. Dodatkowo oczyszcza powierzchnię skóry z zanieczyszczeń, których nie udało mi się usunąć w poprzednim kroku.


Nie da się również ukryć, że skład tego produktu wygląda naprawdę dobrze, zresztą sami spójrzcie poniżej (źródło):

Aqua/Water, Glycerin, Poloxamer 184, Butylene Glycol, Magnolia Biondii Flower Extract, Propylene Glycol, Equisetum Arvense Extract (Horsetail Leaf Extract), Panthenol, Sodium Hyaluronate, Coceth-7, PPG-1-PEG-9 Lauryl Glycol Ether, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Parfum.

Nie jestem może ekspertem w tej dziedzinie, ale na moje oko, nie ma tam niczego, co mogłoby niepokoić czy powodować przesuszenie skóry, a wręcz przeciwnie. Co Wy o tym myślicie? Jedyne, co mnie zastanawia, to fakt, że producent na opakowaniu informuje, że produkt posiada kwas hialuronowy. Gdzież on jest? Czy to Sodium Hyaluronate? Z tego, co wiem, to jest to sól kwasu hialuronowego, a nie sam kwas, ale może taka jego forma chemiczna jest konieczna w tym konkretnym produkcie. W każdym razie - skład jak najbardziej na plus.

Poniżej jeszcze kilka rzutów na tylną etykietę.



Drugim produktem, który mam przyjemność gościć na mojej łazienkowej półce, jest Rozświetlająca maska w kremie. Produkt przychodzi do nas w plastikowej tubce o pojemności 75 ml. Co do samego designu opakowania, mam podobne odczucia jak w przypadku toniku. Prostota i estetyka, to coś, co zdecydowanie  do mnie przemawia.


Kosmetyk ten ma formę białego, treściwego kremu, który grubą warstwą należy nałożyć na twarz, a następnie odczekać 15-20 minut. W tym czasie wchłania się w skórę powodując delikatne mrowienie (ja bardzo lubię to uczucie). Następnie nadmiar można delikatnie wytrzeć wacikiem lub chusteczką, albo przemyć płynem micelarnym, lub po prostu wsmarować/wklepać w skórę. Początkowo starałam się wklepywać, ale większej różnicy to nie robiło, a na skórze zostawał dość nieprzyjemny, lepki, tłusty film, który utrzymywał się nawet do rana. Dlatego nadmiar delikatnie przecieram chusteczką.

Poniżej możecie zobaczyć jak prezentuje się konsystencja produktu. Jak widać, niewiele różni się od zwykłego kremu. Ot, taka tam biała maź.


Maskę stosuję średnio dwa razy w tygodniu, podczas wieczornej pielęgnacji, zamiast kremu, po demakijażu i tonizowaniu. Dlaczego nie stosuję częściej? Po pierwsze, dlatego że moja skóra aż tyle go nie potrzebuje, a po drugie, produkt w swoim składzie zawiera silikon, i to dość wysoko. Sami spójrzcie poniżej (źródło).

Aqua/Water, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glycerin, Isostearyl Isostearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Wheat (Triticum Vulgare) Germ Extract, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Sodium Hyaluronate, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra Root Extract (Licorice Root Extract), Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Salvia Hispanica (Chia) Oil, Mangifera Indica Seed Buttter, Propanediol, Myrciaria Dubia Fruit Extract, Urea, Sodium Polyacrylate, Tocopherol Acetate, Panthenol, Allantoin, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Disodium EDTA, Parfum.


Wspomniany silikon to Dimethicone. Ale wiecie, nie ma co demonizować silikonów, ich zawartość ma logiczne uzasadnienie. Wydaje mi się, że w tym wypadku, zadaniem jest zatrzymanie wody i wszystkich nawilżaczy, które maska ma w składzie, bo oprócz wspomnianego gagatka, jest cała masa olejów, które naprawdę wspaniale pielęgnują skórę, dlatego i tu skład oceniam jak najbardziej pozytywnie. Mnie nic nie zapchało ani nie podrażniło.

Ponadto jego działanie jest bardzo relaksujące. Uwielbiam wieczorem zrobić sobie porządne oczyszczanie skóry, a następnie nałożyć tę maskę. Jak wspomniałam wcześniej, czuć wtedy delikatne mrowienie i chłodzenie.



Pewnie jesteście ciekawi, jaki jest efekt końcowy przy użyciu tej maski? Czy produkt spełnia obietnice producenta? Uważam, że tak. Moja cera rano rzeczywiście jest dobrze nawilżona i sprawia wrażenie zdrowo rozświetlonej. Wiadomo, nie chodzi tu o taki błysk, jaki daje nam sebum, a po prostu zdrowy koloryt skóry, który sprawia, że wygląda promieniście i właśnie na rozświetloną.

Jestem bardzo zadowolona z obu produktów. Mają dobre składy i z tego, co wiem, ich cena również nie jest wygórowana. Do tego dostępne są stacjonarnie, w  drogeriach takich jak Rossmann czy Natura. Możecie sobie sprawdzić na stronie Mincer Pharmy w zakładce Gdzie kupić (kliknij tutaj, aby przejść).

Mam ochotę na inne produkty tej marki, kusi mnie peeling enzymatyczny. Używał ktoś? A może moglibyście polecić coś jeszcze od Mincer Pharmy, co wg Was jest godne uwagi i sprawdziło się? Dajcie koniecznie znać.

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani