Koreańskie początki, czyli Benton po raz pierwszy

26 sierpnia 2017 godz.

Na początku lipca tego roku miałam przyjemność uczestniczyć w naprawdę przemiłym evencie organizowanym przez polskiego dystrybutora firmy Benton. Impreza odbyła się w Piotrkowie Trybunalskim (przez który wielokrotnie przejeżdżałam w drodze na wiejskie wakacje, gdy byłam dzieckiem 😃). Spotkanie samo w sobie zapowiadało się niepozornie, a było naprawdę świetnie! Mieliśmy okazję poznać koreańską przedstawicielkę marki - Celeste Jo, która opowiedziała nam o produktach, a także zaprezentowała ich użycie w praktyce. A później była impreza... Ale tu już szczegółów zdradzać nie będę, ha! Dziękuję wszystkim, z którymi spędziłam ten czas 😍.

Jak to przy tego typu spotkaniach bywa, zostaliśmy uraczeni dość sporą porcją prezentów. Przyznam, że to moje jedno z pierwszych doświadczeń z koreańskimi kosmetykami. Jak wrażenia? Dziś je poznacie, po prawie dwóch miesiącach codziennego stosowania. Oczywiście nie używałam wszystkiego na raz, a wybranych produktów.


Moja dzienna pielęgnacja składa się głównie z trzech-czterech produktów (pomijając oczyszczanie twarzy, bu tutaj jest dodatkowy produkt, ale póki co nie z marki Benton).

Po oczyszczeniu skóry twarzy nie może zabraknąć tonika. W tym celu używam Aloesowego tonika - Aloe BHA Skin Toner.


Opakowanie, jak możecie zauważyć powyżej, jest bardzo proste i eleganckie. Nie zawiera zbędnych grafik i wygląda bardzo profesjonalnie (co mi akurat odpowiada). Dodatkowo zawiera wygodną pompkę, która nie sprawia, że kosmetyk rozpryskuje się na boki.


Konsystencja nie przypomina typowego tonika, jest zdecydowanie bardziej gęsta i żelowa (zdjęcia na końcu posta). Teoretycznie aplikacja powinna przebiegać z użyciem wacika, ale niestety te powszechnie dostępne, chłoną zbyt dużo produktu, którego zwyczajnie mi szkoda. Przez to aplikuję tonik przy użyciu rąk (co zresztą poleciły mi również inne blogerki) - dwie pompki w zagłębienie dłoni i delikatnie wklepuję w skórę twarzy. Taka metoda sprawdza się bardzo dobrze.

Uważam, że produkt spełnia swoje zadanie - lekko nawilża cerę, niweluje drobne niedoskonałości i łagodzi skórę (w końcu głównym składnikiem jest wyciąg z liści aloesu). Do tego jest mega wydajny. Poniżej podaję skład:

Aloe Barbadensis Leaf Water, Sodium Hyaluronate, Snail Secretion Filtrate, Glycerin, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Polysorbate 20, Salicylic Acid(0.5%), Arginine, Althaea Rosea Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Beta-Glucan, Polyglutamic Acid, Aspalathus Linearis Extract, Portulaca Oleracea Extract, Psidium Guajava Fruit Extract, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum.

Kolejnym krokiem, zaraz po toniku, jest oczywiście, nazwijmy to sobie, wstępne nawilżenie! Dlaczego wstępne? Bo zdecydowanie nie jedyne. Co prawda nie nakładam na siebie kilku (kilkunastu?) warstw tych wszystkich produktów, ale na jednej zdecydowanie nie kończę. Pierwszą z nich jest Esencja na bazie filtratu ze ślimaka - Snail Bee High Content Essence.


Esencja zapakowana jest w czarną, elegancką buteleczkę z pompką o pojemności 60 ml. Znowu spotykamy się z prostym i eleganckim designem, który kojarzy mi się z profesjonalnym produktem.

Kosmetyk ten ma konsystencję żelowego serum (bo w zasadzie tym właśnie jest, ha!). Na całą twarz oraz szyję wystarczą dwie pompki. Produkt wchłania się szybko, ale nie trzeba być specjalnie wprawionym, żeby zdążyć rozsmarować go na całej powierzchni.


Produkt świetnie nawilża skórę i stanowi idealną bazę do dalszego nawilżania. Na upartego, wieczorem, można już nie kłaść nic dalej, tylko zostawić skórę jedynie z żelem. Ja jednak w ciągu dnia potrzebuję czegoś więcej. W każdym razie esencja świetnie sprawdza się w swojej roli. Poniżej oczywiście skład.

Snail Secretion Filtrate, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycerin, Arbutin, Butylene Glycol, rh-Oligopeptide-1, Bee Venom, Plantago Asiatica Extract, Laminaria Digitata Extract, Diospyros Kaki Leaf Extract, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Ulmus Cam Pestris (Elm) Extract, Bacillus Ferment, Azelaic Acid, Althaea Rosea Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Beta-Glucan, Betaine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Adenosine, Panthenol, Allantoin, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Arginine.

Ostatnim etapem przed makijażem, jest nałożenie kremu nawilżającego. Ten konkretny, który Wam przedstawię, nie jest jedynym w mojej pielęgnacji i używam go zamiennie z innymi produktami, w zależności od tego jakie są potrzeby mojej skóry danego dnia oraz oczywiście od mojego kaprysu... 😋 Jeśli jednak mówimy o marce Benton - Krem kakaowy - Cacao Moist and Mild Cream.


Tym razem marka wyszła naprzeciw oczekiwaniom konsumentów, którzy pragnęli czegoś mniej poważnego jeśli chodzi o opakowanie. No bo przecież większość koreańskich kosmetyków posiada przezabawne i dla niektórych nawet nieco infantylne etykiety (kaczuszki, misiaczki, itd.). Opakowanie co prawda jest różowe ale uważam, że wciąż zachowana jest konwencja, minimalizm i elegancja. Tubka mieści w sobie 50 g kremu.

Producent pisze, że ten krem ma lekką konsystencję, która nie pozostawia po sobie tłustej warstwy... Hmm... To chyba pojęcie względne. Oczywiście trudno mówić o tym kosmetyku jak o typowym tłuścioszku, ale aż tak bardzo lekki na pewno nie jest, przynajmniej dla mnie. Używam naprawdę bardzo niewielką ilość na całą twarz i szyję. Krem oczywiście się wchłania, ale mam wrażenie, że mimo wszystko pozostawia bardzo delikatny film. Nie przeszkadza mi to, bo dzięki temu skóra utrzymuje nawilżenie przez cały dzień.


Jak już mówimy o nawilżeniu, to warto dodać, że produkt ten w tym celu również spisuje się bardzo dobrze. Mam cerę mieszaną i zdecydowanie się z nią polubił. Oczywiście nie oznacza to, że nie świecę się w ogóle, bo po kilku godzinach nosek już błyszczy od sebum, ale jest to coś, z czym nauczyłam się żyć i nie przeszkadza mi to jakoś bardzo mocno. Warto wspomnieć, że krem nie sprawia, że świecę się bardziej lub szybciej. Poniżej skład.

Theobroma Cacao (Cocoa) Extract, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butylene Glycol, Glycerin, Water, Sorbitan Olivate, 1,2-Hexanediol, Pentylene Glycol, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Extract, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Sodium Hyaluronate, Polyglutamic Acid, Madecassoside, Beta-Glucan, Carbomer, Arginine, Xanthan Gum.

Następny krok to oczywiście makijaż. Żeby wszystko ładnie się prezentowało, a moja twarz nie straszyła tępym matem, spryskuję wszystko mgiełką Honest TT Mist. Od razu mówię, że tej z Bentona nie używam codziennie, przede wszystkim dlatego, że u mnie zużywa się bardzo szybko. A szkoda.


Mgiełka ma super opakowanie - tubka z atomizerem. Zawsze takie połączenia bardzo mi się podobały ze względu na praktyczność i łatwość w przechowywaniu np. w torebce. Zawsze to wygodniejsze niż butelka. Sam atomizer działa dobrze, nie chlapie w nas dużymi kroplami.


A działanie? Jak dla mnie jest świetne. To chyba jeden z lepszych produktów tego typu, których miałam okazję używać. Twarz, np. przy podkładzie mineralnym, który został spryskany tą mgiełką wygląda przepięknie! Lekki, zdrowy blask, wszystko ładnie się wtapia w skórę. Jak dla mnie rewelacja. Do tego cera jest odświeżona, co sprawdza się zwłaszcza w trakcie upałów. Mam ochotę na inne koreańskie mgiełki, może znajdę coś tańszego albo bardziej wydajnego, albo Benton pomyśli o większej wersji, albo udoskonali atomizer, żeby jeszcze bardziej rozpraszał mniejszą ilość produktu? 😉 Jak dla mnie byłoby idealnie!


Poniżej skład mgiełki.

Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Water(80%), Sodium Hyaluronate(7%), Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Extract(5%), Butylene Glycol, Aloe Barbadenisis Leaf Juice, Glycerin, Althaea Rosea Root Extract, AloeBarbadenis Leaf Extract, Beta-Glucan, Poly Glutamic Acid, Aspalathus Linearis Extract, Portulaca Oleracea Extract, Psidium Guajava Extract, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract.

Na koniec jeszcze małe swatche prawie (bo swatch mgiełki raczej trudno zrobić) wszystkich omawianych w tej notce produktów.


Po lewej stronie kropelka kremu kakaowego, a po prawej esencja. Na poniższym zdjęciu dodatkowo tonik aloesowy.


Póki co, to są kosmetyki, których regularnie używam. Mam spory zapas produktów Betona, które czekają na swoją kolej i o nich też pewnie za jakiś czas pojawi się post, ale oczywiście najpierw muszę je przetestować i sprawdzić jak działają. Te, z którymi mam już doświadczenie, naprawdę bardzo przypadły mi do gustu. Nie sądziłam, że aż tak je polubię.

Wiedziałam o fenomenie koreańskiej pielęgnacji, ale przyznam, że dość  sceptycznie podchodziłam do tej kwestii... Kosmetyki, jak kosmetyki - myślałam. Okazuje się jednak, że ich działanie jest naprawdę bardzo dobre. Nie musimy kłaść na siebie kilku warstw produktów jak robią to Koreanki, możemy z całej gamy wybrać nawet tylko dwa, typu tonik + krem i również będzie dobrze. Jak możecie zobaczyć w składzie, produkty marki Benton mają mnóstwo ekstraktów roślinnych, które wspaniale działają na skórę.

Polski dystrybutor Bentona prowadzi również sklep internetowy - Skin79-Sklep. Dostępna jest tam cała gama produktów tej marki, a także wiele innych, koreańskich firm. Z tego, co widzę, ceny są dość preferencyjne i często pojawiają się różnego rodzaju promocje, dlatego warto tam zaglądać. Ponadto Benton dostępny jest również w drogeriach Hebe oraz Douglas, więc jeśli chcecie sprawdzić kosmetyki stacjonarnie, to to też jest dobre rozwiązanie.

A Wy jakie macie doświadczenia z koreańskimi markami? Lubicie ich używać w swojej pielęgnacji? A może również w makijażu? Bo ja na pewno mam ochotę na więcej!

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani