Woskiem po puklach, czyli duet od Pilomax

28 maja 2016 godz.

Jakiś czas temu pielęgnacja moich włosów ograniczyła się jedynie do szamponu (zazwyczaj przeciwłupieżowego) i delikatnej odżywki (głównie z drogerii DM - Balea). Stan moich pukli był w porządku, ale doszłam do wniosku, że chyba warto od czasu do czasu dać im zastrzyk nawilżenia.

Zanim jednak przejdę do właściwej recenzji, to opiszę Wam krótko jakie mam włosy (dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą ;)). Jestem szczęśliwą posiadaczką naturalnych loków. Są gęste, ale cienkie z natury. Do tego uwielbiają się puszyć i przesuszać. Od lat ich nie farbuję, więc ich kolor jest naturalny - bardzo chłodny blond - taki typowo słowiański. Ich kondycja jest w porządku, nie mogę narzekać. Ale przecież zawsze może być jeszcze lepiej, prawda? Skóra głowy dość wrażliwa, ze skłonnością do łupieżu.


W trakcie konferencji Meet Beauty II dałam sobie przebadać włosy i skórę głowy przez panie z marki Pilomax. Na tej podstawie zostały dopasowane do mnie kosmetyki do pielęgnacji włosów, które widzicie powyżej. Otrzymałam do przetestowania m.in. Szampon pielęgnacyjny przeciwłupieżowy z serii Olamin WAX, a także Maskę regenerującą do włosów jasnych z serii Blonda WAX. Tak się miło złożyło, że moje aktualne zapasy, po konferencji powoli sięgały dna, więc od razu mogłam zabrać się za testowanie!

Recenzję rozpocznę od Szamponu pielęgnacyjnego przeciwłupieżowego Olamin WAX. Od dawien dawna wiem, że szampony drogeryjne powinnam omijać szerokim łukiem, dlatego skórę głowy myję specjalistycznymi produktami, do których seria Olamin WAX zdecydowanie należy.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to buetlka o walcowatym kształcie z minimalistycznym designem, który bardzo przypadł mi do gustu. Kojarzy mi się z produktem aptecznym, czyli dobry znak, skóra mojej głowy może się z nim polubi.


Konsystencja szamponu nie charakteryzuje się niczym szczególnym. Ot, taka biała, lekko transparentna maź, która mimo wszystko jest bardzo wydajna. Wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby umyć skalp oraz włosy.

Producent zapewnia nas o super składzie kosmetyku. Na butelce jest informacja Brak SLS, mit, parabenów i silikonów. Z drugiej jednak strony, skład już na drugim miejscu pokazuje Sodium Laureth Sulfate, czyli SLES, jest to prawie to samo co SLS, więc uważam, że to wprowadzenie konsumenta w błąd. Nie, nie mam nic przeciwko tym detergentom, bo mi nie szkodzą jakoś szczególnie, ale jeśli ktoś obiecuje, że jego kosmetyk jest tego pozbawiony, to tak powinno być. Czuję mały niesmak...


Szampon sam w sobie jednak jest naprawdę bardzo dobry. Doskonale oczyszcza włosy i skórę głowy, przyjemnie pachnie i nie podrażnia. Łupieżu co prawda nie usuwa, ale w znacznym stopniu go minimalizuje i koi, także śmiało mogę go polecić wrażliwcom, takim ja ja.

Kolejnym produktem, który został dopasowany do kondycji moich włosów jest Maska regenerująca do włosów jasnych Blonda WAX.


Maska do włosów to coś, czego nie stosowałam od bardzo, bardzo dawna. A wszystko przez moje lenistwo! Miałam całe mnóstwo masek z Kallosa, których używałam jak klasycznych odżywek do włosów. Postanowiłam jednak to zmienić i przynajmniej raz w tygodniu zrobić coś dla moich wymagających pukli... ;) Zazwyczaj w niedzielę, po ich umyciu, nakładam tę maskę, zakładam super-uroczy czepek z Aliexpress, który kupiłam za kilka złotych (kliknij tutaj, żeby zobaczyć co to za cudeńko!) i chodzę tak sobie przez ok. godzinę. Po tym czasie spłukuję produkt letnią wodą.

Zanim napiszę o efektach stosowania, to dodam jeszcze, że kosmetyk znajduje się w plastikowym słoiku. Podobnie jak w przypadku szamponu reprezentuje raczej minimalistyczny styl. Ma bardzo treściwą, wręcz woskową konsystencję (spójrzcie na poniższą fotografię), która dobrze rozprowadza się na włosach i nie ścieka z nich. To wszystko sprawia, że produkt jest bardzo wydajny.


Po użyciu maski, włosy są super miękkie i gładkie. Nawet nie muszę korzystać z produktu do stylizacji loków ponieważ skręt prezentuje się całkiem nieźle (oczywiście nie tak dobrze jak przy użyciu pianki czy żelu, ale na pewno lepiej niż przy klasycznym myciu - szampon + odżywka, którą trzymamy kilka minut). Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku, dołączył do grona włosowych ulubieńców, zdecydowanie.

Ach... No właśnie! Zapach to coś, o czym jeszcze nie wspominałam w tej notce. Tu zarówno w przypadku szamponu, jak i maski jest całkiem przyjemnie, ale na pewno nie jakoś wyjątkowo. Sądzę, że zadowoli wiele wybrednych nosów.

Kosmetyki marki Pilomax są naprawdę wysokiej jakości, do gustu przypadła mi głównie maska. Gdy ją skończę, na pewno skuszę się na następną ponieważ moje włosy ją uwielbiają (włosy siostry również). A Wy macie już jakieś doświadczenie z kosmetykami tej marki? Ciekawa jestem Waszych opinii. No i jakie inne maski polecacie?

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani