Lawenda, wanilia i pierniczki, czyli zapachy minionego sezonu

7 lutego 2016 godz.

Wielki boom na woski zapachowe wciąż trwa. Gdy nadchodzi jesień, na blogach pojawia się zdecydowanie więcej wpisów na temat pachnideł. Nic dziwnego. Podczas chłodniejszych pór roku więcej czasu spędzamy w domu, pod kocem z ciepłą herbatą, kawą czy czekoladą w dłoni... Wtedy piękny zapach stanowi podstawowy element dobrego samopoczucia.

Przyznam szczerze, że jakieś dwa lata temu i mnie ogarnął woskowy szał. Kupiłam sobie nawet kominek z Yankee Candle, który swoją drogą wciąż mi służy i wygląda pięknie, więc zakup oceniam jak najbardziej na plus. Muszę jednak przyznać, że z czasem doszłam do wniosku, że woski zapachowe o intensywnym aromacie niestety nie służą mi dobrze. Zapach utrzymuje się wiele godzin i jest dla mnie zdecydowanie zbyt ciężki, co odbija się bólami głowy czy uczuciem mdłości. Nie chciałam jednak całkiem rezygnować z umilania sobie jesienno-zimowych wieczorów i postawiłam na coś lżejszego.


Podczas którejś z wizyt w centrum handlowym zaszłam do sklepu, gdzie jest dość spory wybór świec czy wosków różnych firm. Tym razem padło na Kringle i dwa zapachy, które gościły u mnie przez większość czasu, czyli Vanilla Lavender oraz Ginger Snow Angel.

Moim ulubieńcem z przedstawionej wyżej dwójki jest zdecydowanie Vanilla Lavender. Generalnie zapach lawendy może przywodzić na myśl saszetki na mole, które chowamy do szafy, ale tutaj absolutnie tak nie jest. To lawenda przełamana słodką nutą wanilii, jak dla mnie zapach idealny.


Ponadto aromat nie jest ani trochę nachalny i nie powoduje bólu głowy czy mdłości. Roznosi się po pomieszczeniu i pieści zmysł węchu. Nie jest ani zbyt słodki, ani zbyt świeży, to coś pomiędzy. Uważam, że nadaje się nie tylko na sezon jesienno-zimowy, ale również wiosenny czy nawet letni. Jest bardzo uniwersalny i wiem, że ma dość sporo fanów.


Kolejny zapach, na jaki postawiłam to Ginger Snow Angel. Nietrudno się domyślić, że pochodzi z kolekcji zimowej i kojarzy się z zapachem pieczonych na Boże Narodzenie pierników. Pomyśleć można, że to ciężki korzenny zapach.

Gdy tylko weszłam do sklepu i pani ekspedientka zapytała w czym może mi pomóc, od razu powiedziałam, że szukam czegoś w miarę świeżego, ale o korzenno-cynamonowym zapachu. Ma nie być bardzo intensywne i nie mdlić. Ha! Można rzec, że to wręcz oksymoron, prawda?


Pani jednak niezrażona moimi żądaniami, przedstawiła mi kilka propozycji, a w tym Ginger Snow Angel. Ten zapach to jest to, czego szukałam! Czuć w nim korzenne przyprawy - cynamon, imbir, ale naprawdę nie jest ciężki. Mam wrażenie, że jest lekko przełamany cytrusami.


Odpalony roztacza wokół siebie bardzo przyjemną i nienachalną woń. Jak dla mnie to idealne rozwiązanie dla mniejszych pomieszczeń.

Ten zapach jednak nadaje się przede wszystkim na okres jesień/zima. No... Chyba że ktoś lubi korzenne aromaty przez cały, okrągły rok, to wtedy czemu nie? Ja jednak swoje pudełeczko skryję do zapachowego schowka i wyjmę za niecały rok.

Woski marki Kringle charakteryzują się specyficznym kształtem i praktycznym opakowaniem, które bez problemu można otworzyć, a następnie zamknąć. Wosk podzielony jest na pięć części. Każda z nich jest okrutnie wydajna i można spokojnie palić na kilka razy.


Woski Kringle można kupić w różnego rodzaju mydlarniach - zarówno online jak i stacjonarnie. Ja wolę jednak najpierw coś powąchać, zanim zakupię. Nie mówiąc już o tym, że nie muszę mieć w swojej kolekcji stu wosków i każdego dnia odpalać innego. Używam ich raz na jakiś czas, gdy mam taki kaprys.

A Wy lubicie woski zapachowe? Jaka marka jest Waszą ulubioną? Wolicie zapachy słodkie, świeże, czy jeszcze inne?

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani