Rzęsy lolitki od Misslyn

27 lutego 2016 godz.

Od dłuższego już czasu moje rzęsy stały się bardziej wymagające. Każdy jeden tusz, którzy kupiłam, czy otrzymałam do testowania nie spełniał moich potrzeb. Większość była w porządku, ale zawsze znalazł się jakiś mankament. A to za mało widoczny efekt, a to za mocno skleja rzęsy, a to się osypuje... Zawsze coś. Podczas jednej z wizyt w Hebe zerknęłam na stoisko Misslyn. O marce jedynie słyszałam, ale nigdy niczego nie testowałam.

Przejrzałam dostępne tusze i okazało się, że część z nich jest w promocji. Powiedziałam sobie: Raz kozie śmierć, no risk no fun, bierzemy. Przy kasie jednak okazało się, że tusz, który wybrałam niestety w promocji nie jest. Pokręciłam nosem, ale doszłam do wniosku, że scen robić nie wypada i ostatecznie zapłaciłam te trzydzieści kilka złotych za Lolita Lashes. Dziś opowiem Wam czy było warto.


Maskara przychodzi do nas w klasycznym, różowiutkim, plastikowym opakowaniu. Nic nadzwyczajnego, ale wygląda uroczo, głównie ze względu na kolor. Plusem jest również fakt, że produkt był zawinięty w folię, więc kupując maskarę miałam pewność, że nikt przede mną jej nie otwierał lub (o zgrozo!) nie testował na swoich rzęsach czy innej części ciała...

Tusz kupiłam głównie ze względu na szczoteczkę. Ma dość gęste włosie i podobno jest identyczna jak w produkcie znanej i lubianej marki Artdeco - Angel Eyes. Nigdy nie testowałam kosmetyku tej firmy, ale z tego, co widzę w Internecie, szczoteczki rzeczywiście są identyczne.


Aplikator ma syntetyczne włosie. Takie preferuję najbardziej ponieważ mam dość gęste rzęsy, więc rozczesanie ich bez nadmiernego sklejania to dość spory wyczyn. Szczoteczki z silikonowymi włoskami nie zawsze sobie radzą. Dzięki temu, że na czubku jest dość wąska, dociera do każdej rzęski i pokrywa je barwnikiem.

Generalnie tusz na moich rzęsach sprawdza się bardzo dobrze. Trzyma się przez cały dzień, nie kruszy się i nie skleja. Ponadto, aby osiągnąć zadowalający efekt dzienny, wystarczy tylko jedna warstwa. Jak dla mnie rewelacja.


Odnoszę wrażenie, że moje rzęsy ostatnio przechodzą jakiś proces odnowy ;). Widzę dość dużo małych rzęsek, a te długie wypadają. No cóż... Taka kolej rzeczy. Powyżej widzicie jak tusz prezentuje się na rzęsach. To jedna warstwa. Efekt bardzo mi się podoba. Rzęsy są pogrubione i podkręcone. Naprawdę dobrze się prezentują.


Aktualnie Lolita Lashes od Misslyn to mój maskarowy ulubieniec. Gdy wykończę tę sztukę, to zapewne kupię kolejną.

A Wy jakich tuszy używacie? Macie jakieś doświadczenie z marką Misslyn? Może polecicie jeszcze jakiś produkt tej firmy?

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani