Nowość od Miya Cosmetics, czyli naturalnie, że myWONDERBALM

2 października 2016 godz.

Nawilżanie skóry to jedna z podstaw pielęgnacji, bez względu na to czy nasza cera jest tłusta, mieszana, sucha czy normalna. Z tego powodu kremy do twarzy schodzą u mnie bardzo regularnie. Jakiś czas temu do testowania otrzymałam kremy z serii myWONDERBALM marki Miya Cosmetics. Gdy tylko otworzyłam paczkę, ku moim oczom ukazały się cztery kartoniki w przeuroczych kolorach. Wybór produktu, który pójdzie na pierwszy ogień był bardzo trudny, ale decyzja w końcu została podjęta! :)


Kolekcja kremów myWONDERBALM składa się z czterech produktów - Hellow Yellow z masłem mango, I Love Me z olejkiem z róży, Call Me Later z masłem shea i w końcu I'm Coco Nuts z olejkiem kokosowym. I właśnie ten ostatni gagatek, od dłuższego już czasu gości na mojej twarzy i jest przeze mnie namiętnie eksploatowany.

O samym działaniu kremu nie powiem Wam za dużo, bo pewnie niejednokrotnie słyszeliście, że nawilżanie to raczej proces długofalowy i moja skrupulatność w smarowaniu się mazidłami wyjdzie za kilka lat w postaci ilości zmarszczek (wiadomo, ilość zmarszczek powinna być odwrotnie proporcjonalna do ilości mazideł jakie za młodu nakładałam na twarz ;)), ale doraźne efekty są dla mnie na tyle satysfakcjonujące, że już teraz mogę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami!


Krem I'm Coco Nuts zapakowany jest w mega uroczą tubkę w turkusowym odcieniu i pojemności 75 ml (producent chwali się, że to aż o 25 ml więcej niż w przypadku klasycznych kremów do twarzy). Przyznać muszę, że jest to mój ulubiony typ opakowań kremów do twarzy (no, może poza umiłowanym tłokiem, ale tubka jest zdecydowanie na drugim miejscu) - nie muszę później spod paznokci wyciągać resztek produktu, czego szczerze nie znoszę, także tu leci pierwszy plus.

Zastanawiacie się zapewne dlaczego na pierwszy ogień poszła wersja kokosowa, a nie na przykład z olejkiem z róży... Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta - były wakacje, we mnie wciąż tkwił kalifornijski klimat, a wizja urlopu w Bułgarii nadal przede mną, więc zamiast szukać nowych botków i swetra na jesień, postanowiłam dalej myśleć o wakacjach, o lecie, o morzu i egzotycznych drinkach...! Tak, krem I'm Coco Nuts pachnie wręcz cudownie kokosowo. I to nie tak syntetycznie, że gdyby ktoś Wam nie powiedział, że to kokos, to w sumie sami nie wiedzielibyście co to... To kokos w czystej postaci, bardzo naturalny, nienachalny i kilka minut po aplikacji po prostu znika (albo nasze nozdrza po prostu go akceptują).


To, na co zwracam szczególną uwagę w kremach do twarzy, to ich konsystencja. Ponieważ moja cera jest mieszana w kierunku suchej, kosmetyk nie może być ani zbyt lekki, ani zbyt treściwy. Tutaj producent idealnie wyważył te proporcje ponieważ produkt jest taki w sam raz. Szybko się wchłania i pozostawia skórę pełną naturalnego blasku, czyli nie ma tłustego, błyszczącego się filmu, ani suchego matu. Twarz wygląda po prostu dobrze i jest świetnie nawilżona. Kilka minut po aplikacji śmiało mogę nakładać podkład - nic się nie warzy, nie roluje, wszystko trzyma się jak należy. Czy przedłuża lub skraca trwałość makijażu? Nie zanotowałam żadnego z wymienionych zjawisk. Pod tym względem działa raczej neutralnie.

Ostatnio zauważyłam, że kosmetyki o naturalnym składzie często podrażniają i zapychają moją skórę. Bałam się, że z tym kremem będzie podobnie. Póki co wszystko jest w jak najlepszym porządku, nic się nie dzieje.

Jeśli już o składzie mowa, to nie sposób tutaj nie dodać, że produkt sam w sobie ma składniki naprawdę imponujące. Olej sezamowy, a następnie olej kokosowy zaraz po wodzie robią wrażenie. Moja skóra chyba je po prostu lubi. Więcej na temat składów kremów Miya Cosmetics możecie poczytać na ich stronie internetowej (klik!).

Producent pisze, że kosmetyki myWONDERBALM mogą być stosowane również na dłonie i w ogóle na całe ciało. Wierzę, że rzeczywiście sprawdziłyby się w tej roli, ale to zwyczajne marnotrawstwo. O tyle, o ile 75 ml w przypadku kremu do twarzy, to fajna pojemność, tak w przypadku balsamu do ciała już niekoniecznie, dlatego tutaj mały apel do producentów - może by tak zastanowić się nad lżejszą i większą wersją kremu do całego ciała?


Cena tego produktu jest dość niska jak na tak dobry skład, bo to 29,99 zł. plus koszt przesyłki, a w przypadku zakupu wszystkich czterech wersji - 99,96 zł. (przesyłka bezpłatnie).

Pozostałe kremy, jak widać na powyższej fotografii, jeszcze nie zostały nawet otwarte, więc na ich temat póki co wypowiadać się nie będę, domniemywać też nie. Powiem jednak, że doczekać się nie mogę, aż sięgnę po kolejny (trudno będzie zdecydować się na jeden). A Wy używaliście kremów z tej serii? Co o nich myślicie? Dajcie koniecznie znać bo jestem ciekawa Waszych opinii.

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani