Pamiętacie moją recenzję pomadki z Lily Lolo? Jak zapewne się domyślacie, w swoim kosmetycznych zbiorach posiadam również inne produkty tej marki. Przydatne są zwłaszcza teraz, gdy słoneczko mocno grzeje i nie mamy ochoty na ciężkie... podkłady! Tak, dziś będzie o produktach mineralnych do twarzy. Przedstawię Wam trzy (a właściwie to nawet cztery) produkty od Lily Lolo i podzielę się z Wami moją opinią na ich temat.
Zacznę od podstaw, czyli od Podkładu mineralnego Lily Lolo w odcieniu CHINA DOLL oraz Korektora mineralnego Lily Lolo w odcieniu BLONDIE.
Od razu mówię, że początki nie były łatwe. Minerały to coś, z czym trzeba się oswoić ponieważ zachowują się zupełnie inaczej niż klasyczne podkłady, które kupicie w każdej drogerii. A wszystko dzięki dobroczynnemu składowi, który nie zawiera żadnych wspomagaczy czy konserwantów. Dzięki temu minerały są przyjazne dla naszej skóry, u niektórych działają nawet leczniczo.
Rozpoczynając przygodę z minerałami warto dobrze zastanowić się nad efektem, jaki chcemy uzyskać. Marka Lily Lolo przygotowała dla nas produkt dość uniwersalny - podkład ma bardzo prosty skład i nadaje się do każdego typu cery. Można dokupić puder, który da nam pożądane wykończenie - matowe lub rozświetlające. Poziom krycia natomiast można stopniować dozując kolejne warstwy podkładu. Na logikę - im więcej warstw, tym lepsze krycie. Można ewentualnie wspomagać się korektorem, który ma bardzo dobre krycie. Sama nakładam go pędzlem kabuki na partie twarzy, które wymagają większego krycia - tj. policzki, ewentualnie nos, strefa pod oczami. Na to nakładam dodatkową warstwę podkładu, by wszystko ze sobą zmieszać.
Ważny jest również dobór odpowiedniego koloru. W sklepie Costasy dostępna jest bardzo fajna tabelka, która zdecydowanie ułatwi nam wybór (klik!), a także pomoże w dobraniu odcienia korektora. Jeśli wciąż mamy wątpliwości, to warto skorzystać z porady eksperta. Pani Joanna bardzo fachowo doradziła, który kolor i jakie produkty będą dla mnie najlepsze. Jeśli wciąż macie wątpliwości, zanim zdecydujecie się na pełnowymiarowy produkt, polecam kupić kilka próbek.
Bardzo istotnym elementem jest również sposób aplikacji. Z tego, co wiem, jest ich całe mnóstwo. Na sucho, na mokro, z olejkiem... Ja jednak wolałabym się skupić na aplikacji, na sucho. Uważam, że jest najmniej problematyczna i daje mi efekt, jaki chcę uzyskać właśnie przy pomocy minerałów.
Podkład nakładam przy pomocy dość mocno zbitego pędzla typu kabuki, również marki Lily Lolo - mój to SUPER KABUKI. Do nakładania tych konkretnych minerałów nadaje się świetnie. Ma rewelacyjnie miękkie włosie i korzystanie z niego, to czysta przyjemność. Ponadto uważam, że jest bardzo elegancki i cieszy oko. No bo przecież kwestie wizualne również są bardzo istotne, prawda? 😉
Wracając jednak do aplikacji. Na wieczko słoiczka wysypuję niewielką ilość podkładu, wmasowuję ją w pędzel kolistymi ruchami, a potem delikatnie otrzepuję nadmiar produktu i stukam płaską częścią rączki o twarde podłoże, żeby produkt wpadł do środka i nie pylił za mocno. U mnie to rzeczywiście działa. Następnie, w zależności od rodzaju cery nakładamy albo kolistymi ruchami na twarz, albo krótkimi z góry na dół. Pierwszy sposób sprawdzi się u osób z tłustą i normalną skórą, drugi - z suchą. Ja nie mam super suchej cery, raczej mieszaną w kierunku suchej, ale sposób nr 2 działa zdecydowanie lepiej.
Warto również odpowiednio przygotować skórę. Tutaj najlepsze będą kremy, które dobrze się wchłaniają i nie zostawiają lepkiej czy tłustej warstwy na skórze. Jeśli na coś takiego zaaplikujemy minerały, możemy się spodziewać nieestetycznych plam lub zrolowanego produktu. Póki co, moim ulubionym kremem przy tych upałach, jest krem z Lirene SPF 50, ten pomarańczowy. Nie chcę się na jego temat rozpisywać, ale mimo wysokiego filtra, wchłania się szybko i minerały trzymają się na nim bardzo dobrze.
Gdy po raz pierwszy nałożyłam warstwę podkładu mineralnego Lily Lolo, zapytałam samą siebie: O co chodzi? Przecież tego w ogóle nie widać!!! Po chwili jednak zorientowałam się, że nie widać podkładu, ale koloryt cery jest pięknie i NATURALNIE ujednolicony. Sam odcień naprawdę świetnie wpasował się w kolor mojej skóry. Gdy dołożyłam kolejną cienką warstwę, więcej niedoskonałości zniknęło, ale wciąż nie było idealnie.
Wspomogłam się więc korektorem, którego krycie oceniam jako bardzo dobre. Możemy nakładać go punktowo na niedoskonałości, mniejszym pędzelkiem pod oczy lub większym na partie twarzy, które wymagają mocniejszego krycia. Jeśli ktoś chce, to może go zmieszać z podkładem - również zwiększy jego krycie. Zabawy z minerałami są właściwie nieograniczone! Warto próbować, by znaleźć swoją ulubioną metodę. Mój aktualny sposób to - 1 lub 2 warstwy podkładu + 1 warstwa korektora w problematyczne partie twarzy i pod oczy (tutaj posługuję się mniejszym, zbitym pędzelkiem z syntetycznym włosiem, ale sprawdzi się również BABY KABUKI Lily Lolo) + 1 cienka warstwa podkładu, żeby wszystko ładnie się wtopiło ze skórą.
Całość prezentuje się naprawdę dobrze. Wszystkie warstwy najładniej wyglądają po ok. trzydziestu minutach po aplikacji. Skóra wytwarza naturalne sebum i nabiera naturalnego blasku.
Lily Lolo ma w swojej ofercie naprawdę sporo odcieni podkładów, korektorów już nieco mniej. Korektor BLONDIE jest bardzo jasny, dużo jaśniejszy niż podkład, ale za to bardzo ładnie rozświetla okolice pod oczami. We wspomnianej tabelce do podkładu CHINA DOLL, który pasuje do mojej karnacji najbardziej, dopasowany jest właśnie ten korektor, więc uznałam, że taki wybór będzie najlepszy. Ciekawa jestem jestem, jak sprawdziłby się odcień BARELY BEIGE.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o trwałości podkładów mineralnych. Tutaj oczywiście nie możemy spodziewać się cudów i kilkunastogodzinnego utrzymywania się twarzy, ale ośmiogodzinny dzień pracy wcale im niestraszny. Skóra wygląda bardzo ładnie, nawet jak zaczyna się świecić. Zawsze można nadmiar sebum ściągnąć bibułką i dołożyć odrobinę podkładu w miejsca, w których się starł albo lekko zwarzył i po problemie.
Co prawda o kremie pod minerały już pisałam kilka akapitów temu, ale chciałabym Wam przybliżyć jeszcze jeden interesujący produkt od Lily Lolo. Mam na myśli Krem BB. Ma dość sporo zastosowań. Odcień, który posiadam to FAIR.
Można go oczywiście nakładać na twarz solo. Delikatnie zastyga i zostawia na skórze lekki mat. Jego krycie jest bardzo małe, ale mimo wszystko skóra po jego aplikacji wygląda naprawdę ładnie i świeżo. Lubię go używać w ten sposób. Czasami mieszam go z innym kremem BB, który daje mocniejsze krycie i efekt, jaki uzyskuję jest piękny.
Krem BB z Lily Lolo może posłużyć również jako baza pod minerały. Delikatnie podbija krycie i wygładza cerę. Ja jednak rzadko używam go w ten sposób.
Broń Boże nie wysusza skóry. Wręcz ją trochę nawilża i pielęgnuje. Można nakładać go zamiast zwykłego kremu do twarzy.
Poniżej jeszcze kilka swatchy wszystkich produktów, żebyście mieli ogląd na to, jak prezentują się konkretne kolory. Nie sugerujcie się proszę kolorem mojej skóry dłoni, na twarzy jest zdecydowanie jaśniejsza.
Po lewej stronie widzicie podkład CHINA DOLL, a po prawej korektor BLONDIE nałożone palcem, bez roztarcia. Oba produktu mają bardzo neutralny tony - ani zbyt chłodne, ani zbyt ciepłe. Bardzo mi się to podoba.
Powyżej te same produkty lekko roztarte palcem. Już tutaj widać, że zaczynają się ładnie wtapiać w skórę.
A tutaj dodatkowo zaaplikowałam krem BB w odcieniu FAIR, roztarłam go bardzo delikatnie, żebyście zobaczyli jak wygląda jego pełne nasycenie koloru. Jak widać - jest mega jasny, również neutralny. Jeśli jednak rozetrzemy go ciut mocniej, damy trochę czasu na wchłonięcie, to wtapia się w kolor skóry i jedynie odrobinkę ją rozjaśnia.
Muszę przyznać, że produkty Lily Lolo bardzo przypadły mi do gustu. Mam ochotę przetestować jeszcze typową kolorówkę, jak róże, bronzery czy cienie do powiek. Na ich temat czytałam wiele dobrego.
Polskim dystrybutorem marki jest sklep Costasy i tam możecie zapoznać się z pełną ofertą Lily Lolo, a także skorzystać z profesjonalnej porady. Znacie ich produkty? Jak sprawdzają się u Was? Polecacie coś jeszcze?
0 komentarze
Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.